Romanów – wspomnienie o J.I. Kraszewskim

Top 10 – dwory

Top 10 – muzea

Dojechanie do Romanowa nie jest takie proste.  Z Lublina jest tam ponad 100 km. Trzeba jechać przez Parczew, a przed Kodniem zboczyć z trasy w prawo, zapuszczając się w wąskie i zdegradowane lokalne drogi. Nagrodą za tę podróż będzie dwór lat dziecięcych Józefa Ignacego Kraszewskiego.

Józef Ignacy Kraszewski

Pisarz dzisiaj może trochę zapomniany – niesłusznie choćby z tego względu, że można go uznać za mistrza Polski, a być może Europy i świata w ilości napisanych powieści. Doprawdy trudno uwierzyć, że komuś udało się stworzyć ich więcej – 322, a książek łącznie wydał ponad 600. W dodatku jest to literatura przednia, która do dzisiaj broni się swoim językiem, narracją i przesłaniem, jak choćby najbardziej znana powieść Kraszewskiego „Stara baśń” .

Romanów położony jest na Równinie Kodeńskiej nad rz. Romanówką w sąsiedztwie dużego zespołu leśnego, który jest pozostałością po dawnych bezkresnych borach. Ks. Roman Sanguszko, hetman polny litewski, dawny właściciel okolicznych dóbr, zbudował tu wśród lasów drewniany dwór myśliwski. W 1801 r. dobra romanowskie o powierzchni 2500 ha stały się własnością Błażeja i Anny z Nowomiejskich Malskich. Błażej Malski był dawnym paziem króla Stanislawa Augusta, potem chorążym w korpusie kawalerii nadwornej, sekretarzem bratanka królewskiego, ks. Stanisława Poniatowskiego. Do zamożności doszedł dzięki dzierżawom ziemskim. Z kolei ojciec jego żony Anny miał milionową fortunę.

W parku otaczającym dom myśliwski Sapiehów Malscy wznieśli w l. 1806–11 klasycystyczny, murowany parterowy dwór z gankiem od frontu. Córka Malskich – Zofia poślubiła Jana Kraszewskiego, a owocem związku był m.in. Józef Ignacy Kraszewski, urodzony w Warszawie w 1812 r.

Przyszły pisarz nie tylko spędził dzieciństwo w domu dziadków w Romanowie, ale później, jako uczeń, także tu przyjeżdżał. Często słuchał ciekawych opowieści babki i dziadka, ale nade wszystko ojca. „Pan Jan Kraszewski w pogodne wieczory wiosenne lub letnie siadywał na balaskach tarasu i snuł opowieści o wielu rzeczach, które widział, słyszał, przeżywał”. Po latach młodszy brat pisarza, Kajetan, pisał: „Dziś czytając powieści Józefa, bez ustanku spotykam się w nich tu i ówdzie z tym samym duchem, językiem, formą, nieraz humorem szczególnym, jakie cechowały opowiadania naszego ojca”. Zaś sam autor Obrazów z życia i podróży zapisze w nich: „Późniejsze lata życia już się zatarły w mej pamięci, nie wiem dlaczego te pierwsze tak żywo jeszcze przytomne, jakbym wczoraj dopiero się z nimi rozbratał? Każdy szum drzew przypomina mi romanowskie jodły, każdy klekoczący bocian – bocianem tamtejszych bocianów, i myślę, patrząc na lecącego – może on rodem stamtąd?”

Biurko pisarza

Kajetan Kraszewski (182796) odziedziczył dobra romanowskie w 1846 r. i gospodarował tu przez pół wieku. Pisał m.in. w Kronice domowej o swoich zainteresowaniach: Z początku studiowałem teorię muzyki, posprowadzałem wiele w tym celu dzieł znakomitych. Ale przedmiot ten tak płytki, że już po roku przekonałem się, iż nic nowego dalej nie ma. Wydanie pierwszych moich muzycznych kompozycji (…) było dla mnie niepojętą i nieopisaną uciechą i zachętą (…), ale wkrótce, więcej pracując, przekonałem się, że jak to mówią, gra świecy niewarta, bo chcąc się całkowicie oddać muzyce (pisał głównie utwory fortepianowe – dop.), trzeba by cały swój czas na nią poświęcić tak dalece, że prawdziwie na czytanie i kształcenie się już by wcale czasu nie zostało…”

Był człowiekiem o szerokich zainteresowaniach. Zgromadził bogaty księgozbiór, a w zbiorach znajdował się niemal komplet ówczesnych wydań dzieł J.I. Kraszewskiego oraz kilkanaście namalowanych przez niego obrazów. Kajetan zajmował się także literaturą i  publicystyką, muzyką, kolekcjonerstwem i astronomią. Wprowadzał też nowoczesną gospodarkę rolną, założył ananasarnię i oranżerię. Przebudował dwór, nad częścią środkową dostawił piętro, gdzie umieścił bibliotekę, zagospodarował poddasze, w podziemiach urządził łaźnię. Od frontu powstał portyk z czterema toskańskimi kolumnami i balkonem, a od ogrodu taras z balkonem.

Józef Ignacy Kraszewski miał zawsze sentyment do Romanowa. M.in. pisał: „Piękne to miejsce, o tyle ile bez biegnącej wody i gór może być kraj jaki pięknym. Zdobią okolicę i osadę samą lasy starych bardzo drzew, jedna z najcenniejszych ozdób, bo jej za żadne pieniądze dostać nie można, a stare drzewo jest czymś tak pięknym i prócz tego tak mówiącym o przeszłości, iż każdy by go sobie życzył u wrót swojego mieszkania. Na małym wzgórku wznosi się nowy, murowany dom mieszkalny, poważny, milczący, przed któren zajeżdża się okrążając dziedziniec otoczony zewsząd drzewy, zamknięty z jednej strony długimi, drewnianymi oficynami, z drugiej strony odpowiadającymi im stajniami. Dookoła tych zabudowań i obszernego, cienistego ogrodu ciągną się kanały, otoczone olszami starymi, a każda prawie z nich nosi na sobie gniazdo bocianie. Od ganku wychodzącego na ogród, wzdłuż przezeń idzie ulica z ogromnych starych jodeł posępnie zawsze szumiących. Po bokach ciągną się szpalery z lip i grabów, a przestrzenie między nimi zajmują rozrzucone tam i sam grusze, wielkie odwieczne kasztany i lipy.

Za szpalerami łąka zielona i olchy znowu, i nowy ogród, gdzie stoi chatka, łazienka i kaplica. Wyjrzawszy za rozległy ogród ujrzysz zielone smugi łąk i dalekie lasy Kraszczyna, wsie Wygnankę i Czeputkę. Naprzeciw domu od dziedzińca przez wyciętą długą trybę lasem sosnowym prawie dojrzeć można trzeciej wioski – Sosnówki.

Kraszewscy sprzedali majątek i wyjechali z niego przed wybuchem wojny 1939 r. W 1943 r. dwór uległ zniszczeniu: podpaliła go grupa zbiegłych z niewoli niemieckiej jeńców radzieckich, którzy utworzyli oddział partyzancki. Odbudowę podjęto w 1958 r. po powołaniu Muzeum Józefa Ignacego Kraszewskiego, które obrazuje twórczość pisarza. Dwór odbudowano w kształcie, jaki nadał mu niegdyś Kajetan.

Dwór widziany od strony parkowej z ławeczką J.I. Kraszewskiego

Przed wejściem – pomnik J.I. Kraszewskiego wykonany wg proj. Mieczysława Weltera. Dwór otacza XVIII-wieczny park w kształcie prostokąta, niegdyś obwiedziony kanałem. Zachowała się aleja świerkowa i szpalery grabowe oraz przerzedzony drzewostan z ponad stuletnimi wiązami, akacjami, jesionami i lipami. Przy głównej alei ławeczka z postacią pisarza.

W parku – klasycystyczna kaplica św. Anny z pocz. XIX w., fundowana przez Konstancję z Grochowskich Nowomiejską, prababkę pisarza. Kaplicę zamieniono na mauzoleum rodziny Kraszewskich. W ściany wmurowano sześć epitafiów dziedziców Romanowa i członków ich rodzin.

Główna sala muzeum w Romanowie

Muzeum zajmuje parter murowanego dworu. Pomieszczenia odtwarzają wystrój z XIX w. , pokazują najbliższa rodzinę pisarza i jego samego. Malowniczy, choć niezbyt rozległy park ma duże wartości przyrodnicze, daje wytchnienie i pozwala wypocząć. Spacerując ma się poczucie oddalenia od zgiełku teraźniejszości i zanurzenia w przeszłości. To jakby taka „stara baśń”…

Józef Ignacy Kraszewski zmarł 125 lat temu, 19 marca 1887 r. w Genewie.

Wola Gułowska – muzeum ostatniej bitwy kampanii wrześniowej

Top 10 – muzea

Top 10 – wojskowość

Muzeum Czynu Bojowego Kleeberczyków w Woli Gułowskiej jest miejscem wyjątkowym. Położone jest z dala od głównych szlaków drogowych, ok. 30 km na północ od Ryk, a mimo to przyciągnęło w 2016 roku 10 tys. zwiedzających.

Budynek Muzeum Czyny Bojowego Kleeberczyków w Woli Gułowskiej

Odwiedziłem je pod koniec kwietnia wędrując tropem książki napisanej przez mojego ojca Włodzimierza Wójcikowskiego ponad 30 lat temu, zatytułowanej „Śladami ostatniej bitwy gen. Kleeberga”. Miłym było dla mnie, gdy okazało się, że pan Wojciech Szymaszek, przewodnik po muzeum w Woli Gułowskiej zna ją. Wskazał mi nawet wiszący na ścianie obraz, którego reprodukcja umieszczona została na okładce wydawnictwa z 1985 r. Strona internetowa muzeum znajduje się pod adresem: http://www.kleeberczycy.pl/

Uchwycenie historii, która przeminęła nie zostawiając po sobie wyraźnych śladów materialnych jest bardzo trudne. Musimy mieć świadomość,  jak bardzo zmienił się otaczający nas krajobraz – wioski z drewnianych stały się murowane, lasy wyrosły, na polach dominują inne uprawy. Jak w tej sytuacji przywołać wydarzenia wojenne sprzed prawie 80 lat, pełne krwi, cierpienia, zmęczenia, strachu, odwagi i strachu zarazem. W Muzeum Czynu Bojowego Kleeberczyków udało się to dzięki zbudowaniu przemyślanej ekspozycji, w której historyczne pamiątki wzbogacono o efekty widowiska światło-dźwięk.

Gen. Franciszek Kleeberg (1888-1941). Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 r. ukończył studia wojskowe we Francji. W 1928 r. otrzymał stopień generała brygady. W 1934 r. został mianowany dowódcą polskich wojsk w okręgu grodzieńskim, a w 1938 r. w okręgu brzeskim. Zmarł w niewoli niemieckiej w Dreźnie. Zgodnie ze swoją wolą w 1969 r. został pochowany w Kocku wraz ze swoimi żołnierzami. Pośmiertnie został awansowany do stopnia gen. dywizji

9 września 1939 r. do gen. Franciszka Kleeberga, dowódcy Okręgu Korpusu IX w Brześciu, dotarła wiadomość, a dwa dni później rozkaz, aby z jednostek znajdujących się na podległym terenie sformował grupę operacyjną. Jej powołanie nie było wcześniej planowane. Decyzja wiązała się z bardzo szybkim wdzieraniem się wojsk niemieckich na teren Polski, co nie pozwalało realizować pierwotnych planów obronnych kraju.

Powstaniu przyszłej Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie” początkowo sprzyjała sytuacja wojskowa w środkowej Polsce. W rejonie Kutna gen. dyw. Tadeusz Kutrzeba z armiami „Poznań” i „Pomorze” zaatakował 8 armię hitlerowską zmierzającą w kierunku Warszawy. 20 września 1939 r. doszło do ostatecznego starcia, które zakończyło się przegraną Polaków, ale działania gen. Kutrzeby osłabiły i opóźniły atak Niemców na stolicę.

Naczelny wódz 8 września 1939 r. zadecydował o koncentracji polskich wojsk w Małopolsce wschodniej, na Lubelszczyźnie. Tutaj, opierając się o Rumunię, która ogłosiła neutralność, zamierzał kontynuować opór do czasu wkroczenia do walki naszych ówczesnych sojuszników zachodnich. Hitlerowcy jednak pokrzyżowali te plany, ponieważ zablokowali polskim armiom drogi odwrotu.  Ponadto 17 września we wczesnych godzinach rannych Polskę zaatakowała Armia Czerwona – łącznie w pierwszym rzucie prawie 500 tys. żołnierzy zgrupowanych w dwa fronty (Białoruski i Ukraiński), wspieranych przez Wojska Ochrony Pogranicza NKWD. Z chwilą sowieckiej napaści Polska znalazła się w kleszczach dwóch potęg militarnych. W tej sytuacji 17/18 września prezydent Polski, rząd i naczelne dowództwo udali się do Rumunii. Wydano także rozkaz, aby polskie wojsko przebijało się w tym kierunku.

Gen. Kleeberg początkowo zaczął realizować ten rozkaz, ale 23 września stwierdził, że sytuacja na froncie uniemożliwia takie działania. Wówczas postanowił zmienić kierunek marszu i udać się na odsiecz Warszawie. Przypuszczał, że w widłach Bugu i Wisły napotka rozproszone polskie oddziały, które uda się dołączyć do zgrupowania.

Fragment ekspozycji w muzeum w Woli Gułowskiej pokazujący uzbrojenie i wyposażenie kleeberczyków

26/27 września główne siły gen. Kleeberga były już w lasach w okolicach Włodawy. Cały czas dołączały do nich rozproszone jednostki polskie, które chciały kontynuować walkę z wrogiem. Od 28 września generał zaczął podpisywać swoje rozkazy jako dowódca Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie”. Szacunkowe dane mówią, że liczyła ona wówczas ok. 12 tys. żołnierzy piechoty i ok. 5 tys. kawalerzystów. Te wyliczenia potwierdzają dane późniejsze o liczbie wojska, które po zaprzestaniu walk trafiło do niewoli niemieckiej –  było to 15 605 żołnierzy oraz 1255 oficerów.

Ogólnie można powiedzieć, że SGO „Polesie” nieznacznie przekraczała obsadę jednej dywizji piechoty. Trzeba też pamiętać, że tylko ok. 85 proc. tego stanu zdolne było do służby liniowej, broń była niejednolita, brakowało jej, podobnie jak naboi. Olbrzymim problemem było zaopatrzenie w żywność.

28 września do gen. Kleeberga dotarła wiadomość o kapitulacji Warszawy.  W tej sytuacji zdecydował się on ruszyć w kierunku Dęblina, pod którym znajdował się Centralna Składnica Uzbrojenia nr 2. Generał nie wiedział wtedy, że już w połowie września została ona zniszczona po wykorzystaniu części zapasów.

Podczas marszu w kierunku na Dęblin SGO „Polesie” natrafiła na wojska sowieckie, pokonując je najpierw pod wsią Jabłoń, a następnie pod Milanowem (29-30 września). 2 października sztab SGO „Polesie” dotarł w rejon Kocka i stanął w leśniczówce w okolicy wsi Horodzieszka, a główne siły znalazły się pomiędzy Radzyniem Podlaskim, Łukowem i Kockiem. Tego samego dnia polskie patrole starły się z oddziałami rozpoznawczymi hitlerowców. Oznaczało to, że nieprzyjaciel dąży do rychłej bitwy.

Ostatnia bitwa kampanii 1939 r. rozegrała się w dniach 2-5 października w rejonie wielu miejscowości. Poza obszarem Kocka walki toczyły się m.in. pod Serokomlą, Krzywdą, Wojcieszkowem, Adamowem, Radoryżem Kościelnym, Helenowem i Wolą Gułowską. Przez cztery dni SGO „Polesie” nie tylko skutecznie odpierała, ale i atakowała siły niemieckie.

Kolejny fragment muzealnej ekspozycji – przy pomocy specjalnych świateł zainscenizowano szpital wojskowy

W drugiej fazie bitwy pod Kockiem, w dniach 4-5 października, najcięższe walki toczono o opanowanie Adamowa, Krzywdy oraz Woli Gułowskiej – ta ostatnia miejscowość kilkukrotnie przechodziła z rąk do rąk. Ostatniego dnia bojów – 5 października – Polacy brawurowym atakiem zdobyli silnie broniony przez Niemców rejon miejscowego kościoła wraz z zespołem klasztornym karmelitów trzewiczkowych oraz wyparli wroga z pobliskiego cmentarza.

Kolejne ataki i walki obronne uniemożliwił polskim żołnierzom brak amunicji. O jej wyczerpaniu zameldowano gen. Kleebergowi po południu 5 października. W tej sytuacji przebywający w leśniczówce Horodzieszka gen. Kleeberg samodzielnie zdecydował o kapitulacji. Wydał rozkaz, w którym m.in. napisał: „Przywilejem dowódcy jest brać odpowiedzialność na siebie. Dziś biorę ją w tej najcięższej chwili — każąc zaprzestać dalszej bezcelowej walki, by nie przelewać krwi żołnierskiej nadaremnie. Dziękuję Wam za Wasze męstwo i Waszą karność – wiem, że staniecie, gdy będzie trzeba. Jeszcze Polska nie zginęła. I nie zginie!”

Decyzję o kapitulacji przekazano niemieckiemu dowództwu, które wyraziło zgodę na zawieszenie broni. 6 października o godz. 11 przed Pałacem Jabłonowskich w Kocku gen. Kleeberg złożył kapitulację na ręce gen. Wietersheima, dowódcy XIV Korpusu Pancernego.

Warto wiedzieć więcej:

Nieopodal muzeum w Woli Gułowskiej znajduje się kościół Karmelitów Trzewiczkowych Narodzenia Najświętszej Marii Panny. Budowla jest barokowa.

Obraz Matki Boskiej z Dzieciątkiem

W ołtarzu głównym z figurami św. św. Piotra, Pawła i Eliasza znajduje się obraz Matki Boskiej z Dzieciątkiem. Uważany jest ona za cudowny, z patronuje żołnierzom września 1939 r. Pochodzi z XV w., namalowany został przez nieznanego artystę na desce lipowej. Według przekazów obraz został znaleziony w XVII w. w okolicach Przytoczna, co oznacza, że mógł zostać usunięty przez kalwinów z kaplicy w Łysobykach (obecna nazwa tej miejscowości to Jeziorzany).

Kościół Karmelitów Trzewiczkowych

W kościele znajdują się ponadto tablice upamiętniające żołnierzy września oraz gen. Franciszka Kleeberga. Do światyni przylega klasztor. Na cmentarzu parafialnym znajduje się kwatera 128 poległych żołnierzy polskich oraz poświęcony im pomnik z wkomponowanym pociskiem artyleryjskim. W jego wnętrzu umieszczono ziemię z pół bitewnych. We wsi znajduje się ponadto ustawiony w miejscu śmierci ułana podch. Zbigniewa Szwycera.

Warto zobaczyć w okolicy:

Wola Okrzejska

Oficyna dworska, w której mieści się muzeum Henryka Sienkiewicza

W odległości 10 km od Woli Gułowskiej zlokalizowana jest Wola Okrzejska, w której znajduje się Muzeum Biograficzne Henryka Sienkiewicza. Mieści się ono w oficynie dworskiej, która należała do majątku jego rodziny. Przyszły laureat Nagrody Nobla spędził tu dzieciństwo.

Gawrony zawładnęły okolicznymi drzewami

Dwór, który należał do jego babki Felicjany Cieciszowskiej nie istnieje. Zachowały się tylko resztki parku krajobrazowego z okazałymi drzewami, które w posiadanie objęły stada gawronów.

Kock – kto był panem, a kto sługą

Czemierniki – renesans bez oświecenia

Pradolina Wieprza – takich miejsc już prawie nie ma!

Polesie Zachodnie (Pojezierze Łęczyńsko-Włodawskie)

Polesie to bardzo rozległa kraina geograficzna i historyczna. Obejmuje  przede wszystkim terytorium położone wzdłuż granicy Białorusi i Ukrainy. Od zachodu rozpoczyna się w Polsce, na wschodzie sięga aż do Rosji.

Równina wznosi się od 100 do 250 m n.p.m. Płytkie wody gruntowe tworzą na Polesiu liczne jeziora i rozległe bagna i związane z nimi torfowiska. Występują tu złoża ropy naftowej, węgla kamiennego (kopalnia Bogdanka) i brunatnego oraz torfu.

W Polsce znajduje się Polesie Zachodnie. Dla ochrony jego walorów przyrodniczych w 1990 r. utworzono Poleski Park Narodowy. Początkowo miał on obszar ok. 4813 ha i powstał w oparciu o rezerwaty torfowiskowe: Durne Bagno, Jezioro Moszne, Jezioro Długie, Torfowisko Orłowskie. Obecnie ma obszar 9762 ha. Lasy zajmują 4780 ha, wody, bagna i nieużytki 2090 ha. Otulina wokół parku ma powierzchnię 14 041,96 ha.

Poleski Park Narodowy znajduje się w centralnej części Równiny Łęczyńsko-Włodawskiej. Zachowały się tu jedne z ostatnich w Europie obszary torfowo-bagienne, stanowiące miniaturę europejskiej tundry i lasotundry. Torfowiska o powierzchni ok. 1700 ha rozciągają się na obszarze o średniej wysokości ok. 170 m n.p.m. Są tu także liczne zbiorniki wodne. Łącznie jest ich 21. Największe jest jez. Łukie, zajmujące obszar ok. 135 ha. Wszystkie są w fazie intensywnego zarastania; w części otacza je spleja, a więc trzęsawiska ze splątanych ze sobą mchów, torfowców i korzeni roślin, głównie turzyc.

Ukształtowanie powierzchni Równiny Łęczyńsko-Włodawskiej wiąże się głównie ze zlodowaceniem środkowopolskim. Cofający się lądolód wypiętrzył m.in. osady kredowe na linii Łomnica – Wola Wereszczyńska – Wólka Wytycka, zaś morena czołowa ustępującego lodowca ukształtowała Garb Włodawski. Właśnie wtedy Równina Łęczyńsko-Włodawska zamieniła się w potężne rozlewisko. Stopniowe kształtowanie się sieci rzecznej prowadziło do spłycania się wód i powstawania mniejszych zbiorników.

Perehod – dawne podworskie stawy

Czahary – wyprawa nad bagno Bubnów i Bagno Staw

Drewnianą kładką po bagnach do jez. Łukie

Dąb Dominik – ścieżka przyrodnicza nad jezioro Moszne

Włodawa – spotkanie trzech kultur

Łęczna – wspomnienie po sztetlu

Sosnowica – zakochany Tadeusz Kościuszko

Hola – na uboczu, jak dawniej 

Mietiułka – rowerem nad Durne Bagno i na Garb Włodawski

Lipniak – ścieżka Obóz powstańczy

Sobibór i rezerwat Żółwie Błota

Krowie Bagno – rozległe zmeliorowane torfowisko

Urszulin – Muzeum PPN

 

Perehod – dawne stawy, obecnie Poleski Park Narodowy

Top 10 – przyroda

Poleski Park Narodowy

Perehod to ścieżka przyrodnicza w Poleskim Parku Narodowym. Prowadzi przez teren stawów podworskich założonych w okresie międzywojennym przez właściciela dworu w pobliskiej wsi Pieszowola. Trasa o długości 5 km umożliwia poznanie roślinności PPN od łąk, poprzez szuwary i zarośla porastające groble, aż po lasy mieszane. Po drodze zobaczymy stawy – Piskornik, Graniczny, Dziki i Duża Zośka z bogatą awifauną.

Na dawnych stawach występuje wiele gatunków ptaków, np. czapla biała, cyranka, kormoran czarny. Z tego powodu w wielu ogólnie dostępnych materiałach o ścieżce mocno uwypuklana jest jej wartość ornitologiczna. Jest ona bezdyskusyjna, ale w żadnym razie nie wyczerpuje tego, co miejsce ma do zaproponowania. Jest ono bardzo malownicze, a przejście drewnianymi pomostami nad bagniskami dostarcza bardzo dużo wrażeń. Na dwie-trzy godziny zanurzymy się w świecie dzikiej przyrody. W tym miejscu warto zaznaczyć, że w sezonie letnim należy mieć tam przy sobie środek odstraszający owady – w innym przypadku komary potrafią zepsuć cały spacer.

Miejsce postojowe przy ścieżce, w którym można zostawić samochód, motocykl lub rowery
Miejsce postojowe przy ścieżce, w którym można zostawić samochód, motocykl lub rowery

Parking, przy którym umieszczono wiatę turystyczną znajduje się w pewnym oddaleniu od głównej szosy.  Zjeżdżamy z niej na wsch. krańcu wsi Pieszowola (w sąsiedztwie znajduje się przystanek PKS). Jest to dawna droga do dworu rodu Krassowskich.

Zaścianek szlachecki pod nazwą Piesia Wola wymieniano już w XVI w. Wieś była duża i z pocz. XIX w. liczyła ponad 500 mieszkańców. Po prawej stronie mijamy park podworski z XVIII w. z pomnikowymi drzewami, w tym dębami. Zachowały się ponadto dawne zabudowania gospodarcze. W miejscu, gdzie stał dwór znajduje się współczesny budynek dawnego PGR.

Przebieg ścieżki (za: http://informacja.wlodawa.pl/turystyka_przyrodnicza.php?id=3)
Przebieg ścieżki (za: http://informacja.wlodawa.pl/turystyka_przyrodnicza.php?id=3)

Początek ścieżki. Zapoznajmy się tu z mapą przedstawiającą trasę ścieżki. Wiedzie ona przez teren stawów podworskich założonych w okresie międzywojennym przez właściciela dworu w Pieszowoli. Aktualnie kompleks stawów ma powierzchnię ok. 120 ha.

Widok ze schrony ornitologicznego na staw Wyhary
Widok ze schronu ornitologicznego na staw Wyhary

Długość ścieżki przyrodniczej wynosi ok. 5 km. Kierunek poruszania wskazują drogowskazy ze strzałką. Po drodze mijamy 9 przystanków z opisami przyrodniczymi.

Grobla wprowadza nas w głąb stawów Wyhary i  Dziki. Na jej krańcu istnieje schron, umożliwiający skrytą obserwację ptaków. Żeruje tu wiele gatunków ptaków wodnych, przede wszystkim kaczki (głównie krzyżówka) i ptaki siewkowate (brodźce). Z gatunków lęgowych do zaobserwowania są ponadto cyranka i płaskonos, a z przelotnych świstun i rożeniec. Częstymi bywalcami są czaple biała i nadobna (znad Dunaju) oraz pospolita w Polsce czapla siwa.

Kaczka krzyżówka - para nad stawem Duża Zośka
Kaczka krzyżówka – para nad stawem Duża Zośka

Nieco dalej przy stawie Duża Zośka napotykamy wieżę widokową. Z jej tarasu obejrzeć możemy m.in. brodźce, bekasy i rycyki, rzadziej kuliki i biegusy. Liczne są mewy i rybitwy.

 

Warto wiedzieć więcej:

Historia Pieszowoli

Podczas powstania styczniowego Pieszowola zapisała się jako jeden z jego bastionów: właściciel Franciszek Krassowski był naczelnikiem cywilnym pow. włodawskiego. Został aresztowany i skazany na 12 lat ciężkich robót na Syberii, gdzie zmarł w 1866 r. W powstanie zaangażowali się także jego synowie: Rajmund i Ludwik. 30-letni wtedy Rajmund, dzierżawca wsi Turno, wraz ze Stefanem Drewnowskim stali na czele oddziału, który miał w noc wybuchu powstania zaatakować Parczew, ale nie stawili się na miejsce zbiórki wszyscy powstańcy i siły okazały się za szczupłe dla realizacji tego zamiaru. Ruszyli wtedy za Bronisławem Deskurem, który miał uderzyć na Radzyń. Pochwyceni przez wojsko carskie, zostali skazani przez sąd wojskowy na śmierć – wyrok wykonano w Radzyniu. W Pieszowoli stacjonował następnie duży oddział wojskowy, którego zadaniem było polowanie na oddziały powstańcze. Po śmierci brata gospodarował tu Ludwik Krassowski, a po nim syn ostatniego – Grzymisław.

Dwór w Pieszowoli - zdjęcie archiwalne
Dwór w Pieszowoli – zdjęcie archiwalne

Oto fragment jego wspomnień, przybliżający realia z lat I wojny światowej:

„W maju 1915 r. zaczęto kopać okopy na linii Włodawa – Ostrów przez Pieszą Wolę. Ściągnięto ludność z całego powiatu i zza Buga do kopania rowów strzeleckich, zasieków i schronów. Rąbano drzewo z lasów najbliższych na umocnienia. Budowano solidnie. Oprócz głównych linii na terenie majątku pokopano dodatkowe umocnienia i rowy doprowadzające. Ludność pocieszono, że to się robi na wszelki wypadek, ale Niemiec tu nie przyjdzie. Niech no tylko dowiozą dla wojsk amunicję, którą robią na terenie całej Rosji nie tylko fabryki państwowe, ale i fabryki zorganizowane przez ziemstwa. Ludność kiwała głowami i pracowała. A tymczasem nie tylko huk się zbliżał, ale i tumany dymu zaczęły coraz wyżej stać na niebie. Bo cofające się wojska rosyjskie starodawnym zwyczajem zaczęły palić wsie, dwory, zebrane zboża i mendle stojące na polu raz dlatego, żeby nie zostawiać tych zapasów żywności wrogowi, w po wtóre dlatego, aby wygnać ludność z wiosek do Rosji. Straszono ludność Niemcami, namawiano w cerkwiach, gęsto rozsianych w całej Chełmszczyźnie, obiecywano opiekę, żywność i pracę w Rosji. Ludność polska, pomimo że palono osiedla, starała się pozostać, kryła się po lasach wywożąc swój dobytek ruchomy i zakopując go w ziemi. […] 7 sierpnia nadeszły specjalne oddziały wojskowe, które zaczęły palić Pieszą Wolę późnym wieczorem. Palić zaczęto od strony Sosnowicy. Nikt nie myślał, że to palenie będzie przeprowadzane tak systematycznie. W nocy obudziła mnie siostra mówiąc, że ogień jest już blisko. Wyszedłem w koszuli na balkon dworu, ale byłem tak zmęczony i zaspany, że zobaczywszy ogień na wsi o ćwierć kilometra od dworu powiedziałem, że jeszcze daleko i poszedłem spać.[…] Rano okazało się, że ogień nie doszedł jeszcze do końca wsi i dworu, gdyż we wsi była przerwa między budynkami wiejskimi, tak zwane karczemne, i ogień tam wygasł. Rano Rosjanie zaczęli dalsze palenie. Kończono wieś i zaczęto palić folwark zbudowany porządnie, dostatnio. Budynków było dużo, stodoła pełna zboża, murowany spichlerz i obora oraz gorzelnia, słodownia i stajnia. Dwór porządny, drewniany na piwnicach, ale nie stary jeszcze, z trzema pokojami na piętrze, z murowaną lodownią, z dużym pokojem letnim na górze. […] Spalono wszystkie budynki nie wyłączając nawet bud dla psów podwórzowych. Budynki murowane rozbijano oskardami, ponieważ Rosjanom brakowało dynamitu do wysadzania”.

A to fragment wspomnień Janiny Krassowskiej, córki Grzymisława, która w 1980 r. mając wtedy 80 lat, powróciła do Pieszowoli, odkupiła budynek dawnej wozowni i przebudowała go na dom. Była uczestniczką powstania warszawskiego, przyjaźniła się ze starszą od siebie poetką Krystyną Krahelską, która poniosła śmierć w powstaniu (Krahelska właśnie pozowała przed wybuchem wojny L. Nitschowej do pomnika Syreny w stolicy, a podczas okupacji tworzyła piosenki, m.in. Hej, chłopcy, bagnet na broń). Pisze ona m.in. o ojcu, który od 1910 r. gospodarował w Pieszowoli: „Po zniszczeniach I wojny odbudował ośrodek dworski – wystawił budynki gospodarcze, bardzo dużą stajnię oraz oborę i chlewnię. Nie odbudował spalonego dworu, bo nie miał już na to pieniędzy. Wszystkie inwestował w gospodarstwo – założył stawy hodowlane, w sumie aż 28. […] Narybek ojciec sam hodował, miał tzw. wycierówki, tj. karpie królewskie z małą ilością łusek. Miał jednak problem z zimochowami. Nasze nie miały bieżącej wody, a bez niej ryba się dusiła. Próbowano zaradzić temu wykorzystując motor do przepompowywania wody, ale jak był duży mróz, to ta metoda nie dawała efektu. Ojciec domówił się więc z rolnikami z Wołoskowoli, wymienił z nimi kawałki graniczne naszych lasów i pół, i założył tam zimochowy, mające przepływ wody z rzeczki. Pierwszy połów ryb na sprzedaż odbywał się w lipcusierpniu, drugi na jesieni. Poprzez Towarzystwo Producentów Ryb karpie z Sosnowicy sprzedawano do Warszawy. Zajmowali się tym Żydzi – przyjeżdżał samochód na groblę, załadowywano na niego żywą rybę w beczkach z wodą i w taki sposób do Warszawy dojeżdżała żywa ryba. Poza rybami i stawami (miały powierzchnie 300 ha) mieliśmy w majątku ponad 260 ha lasów, oprócz tego jakieś 70 ha gruntów rolnych i ponad 80 ha łąk. W sumie było to 701 ha”.

Tabliczka na grobie Janiny Krassowskiej
Tabliczka na grobie Janiny Krassowskiej

Bardzo skromny grób Janiny Krassowskiej znajduje się po przeciwnej stronie drogi asfaltowej, z której zjechaliśmy kierując się do parkingu. W polu dostrzeżemy niewielką kępę drzew. Lokalnie miejsce to nazywane jest Mogiłki Krassowskich. Doprowadzi nas do niego niebieski szlak pieszy w stronę Sosnowicy.

Po ostatniej wojnie światowej w sąsiedztwie Pieszowoli miał magazyn broni i amunicji oraz jedną z kryjówek dowódca oddziału WiN „Jastrząb” (Leon Taraszkiewicz). Po jego śmierci w 1947 r. korzystał z niej jego brat i następca w oddziale – „Żelazny”. Pod wsią latem 1945 r., a następnie w lipcu 1946 r. „Jastrząb” dokonał udanych zasadzek na pododdziały Ludowego Wojska Polskiego.