Wyżłów – opustoszała wieś przy granicy z Ukrainą

Top 10 – wioski

Top 10 – miejsca nieodkryte

Grzęda Sokalska

Do Wyżłowa trudno jest trafić, asfalt urywa się kilka kilometrów wcześniej. Można iść pieszo, pojechać rowerem lub motocyklem. Jeżeli autem, to tylko terenowym. Wcześniej trzeba zgłosić swoją obecność w placówce Straży Granicznej w Chłopiatynie. Wyprawę po opadach deszczu odradzam. Tłusty czarnoziem zamienia się wtedy w lepkie błoto.

Szosa doprowadzi nas do Mycowa, który jest osobno opisany na moim blogu, podobnie jak Chłopiatyń. Dalej jest tylko polna droga pomiędzy rozległymi polami uprawnymi. Teren jest malowniczy, lekko pofałdowany, widoki rozległe. Wyżłów pojawia się przed nami niespiesznie. Najpierw z odległości widzimy tylko pordzewiałą kopułę cerkwi, potem jej wieżę w koronach drzew, a zniszczone zabudowania wyłaniają się dopiero na końcu. Zamiast psów, kotów, kur czy choćby jednej kozy wita mnie klika spłoszonych saren.

Słonecznik ozdabia jeden z dwóch zamieszkałych domów
Zieleń wzięła w posiadanie opuszczone gospodarstwo
Cerkiew stoi na lekkim wyniesieniu

W 1939 r. w Wyżłowie było ponad 60 gospodarstw i ponad 300 mieszkańców, obecnie zaledwie kilka, ale chyba tylko dwa są jeszcze zasiedlone w okresie letnim. Taki los zgotowała wsi historia. 1 lutego 1944 ukraińscy nacjonaliści z OUN-UPA zamordowali 21 Polaków, grabiąc i paląc polskie domostwa. Pozostała zabudowa została zniszczona podczas wysiedlania ludności ukraińskiej w l. 1945-1947. Dawny układ wsi pozostał czytelny do dzisiaj. Wskazują go stare, zdziczałe drzewa owocowe i jedyna droga przebiegająca przez wieś, która doprowadza do dawnej cerkwi. Mijamy podmokłe obniżenie terenu, z małym, zarastającym ciekiem wodnym, a może już raczej zastoiskiem.

Murowana cerkiew góruje nad otoczeniem. Wybudowano ją w 1910 r. Po II wojnie światowej przejął ją kościół rzymskokatolicki, były odprawiane msze, ale obecnie jest opuszczona i niszczeje. Na cerkiewnym terenie stoi dzwonnica, jest też dawny cmentarz greckokatolicki, z pochówkami dawnymi i współczesnymi. W 2023 r. został uporządkowany przez Stowarzyszenie „Robim co możem” w Ulhówka – bardzo wartościowe przedsięwzięcie, ponieważ to miejsce może przetrwać tylko dzięki społecznemu zaangażowaniu.

Do cerkwi można wejść z boku, przez dawną zakrystię. Jednonawowe wnętrze jest puste. W prezbiterium skromny ołarz, z lewej strony ołtarz boczny z wyblakłym wizerunkiem Matki Boskiej, z prawej została sama konstrukcja. Z dawnego wyposażenia pozostał jeszcze tylko chór z rzeźbioną balustradą oraz trzy kolorowe szkiełka w oknie. Podczas mojego pobytu, w miejscu stołu ołtarzowego stała czarna trumna.

Wnętrze cerkwi w Wyżłowie

Ja wróciłem z Wyżłowa do Mycowa, gdzie zostawiłem samochód. Grupa motocyklistów, która spotkałem, pojechała dalej polnymi drogami w kierunku północnym, choć mapy Google nie pokazywały drogi. Chcieli dojechać do Dłużniowa, gdzie jest ciekawa cerkiew drewniania, opisana na moim blogu w cyklu Grzęda Sokalska i Równina Bełzka – kraina drewnianych cerkwi. Proponowana przeze mnie trasa biegnie jednak wzdłuż polskiej granicy z północy na południe.

Warto zobaczyć w okolicy:

Grzęda Sokalska – kraina drewnianych cerkwi cz. I

Grzęda Sokalska i Równina Bełzka – kraina drewnianych cerkwi cz. II

Szur – z dala od zgiełku

Top 10 – wioski

Roztocze

O wiosce Szur, położonej k. Krasnobrodu, znalazłem takie słowa: to urokliwa wioska zagubiona w lesie, piaszczysta droga, małe domki, jabłonie, grusze i malwy przy drewnianym płocie. Cisza, spokój, kapliczka skąpana w jesiennym słońcu. Nic dodać, nic ująć, może tylko to, że krzyży i kapliczek zobaczymy tam znacznie więcej.

Nazwa wsi dawniej oznaczała miejsce mokre, w które woda nanosiła piasek – faktycznie, jest go tu całe mnóstwo. Słownik geograficzny Królestwa Polskiego z roku 1892 o wsi pisał: „Szur wieś nad rzeką Wieprzem w powiecie tomaszowskim, gminie Tarnawatka, parafii Krasnobród, śród lasu na piaskach, ma 8 domów 60 mieszkańców wyznania rzymskokatolickiego, 115 mórg. Ludność rolnicza, trudni się też obróbką drzewa i wywózką. Jest tu przejazd (bród?) przez Wieprz, wązkim korytem płynący”(za: Wikipedia).

Nawet strzałki turystyczne na starym płocie przydają wiosce klimatu

Zacytowany na początku ładny opis Szuru znalazłem na stronie internetowej pod adresem https://www.kamperemprzezswiat.pl/2018/10/18/slodkie-nicnierobienie-na-roztoczu-6/. Autorzy strony, Jerzy i Małgorzata, podróżują po Polsce kamperem. W ubiegłym roku do wioski doprowadzono drogę asfaltową, wcześniej jechało się do niej leśnym duktem. Na szczęście nowoczesność ominęła jej malowniczą część. Polecam spacer, aby poczuć ducha miejsca.

Bardziej wytrzymałym piechurom polecam oznakowaną kolorem żółtym trasę pieszą, której początek znajdziemy przy barokowym kościele i klasztorze w Krasnobrodzie. W czasie wędrówki (ok. 4 km w jedną stronę) przejdziemy przez las iglasty, z przewagą jodły. Są to pozostałości dawnej puszczy roztoczańskiej. Wędrujemy przez małą wieś Borki, za nią wchodzimy na wzgórze, a następnie krętą ścieżką dochodzimy do Szuru. To tereny Krasnobrodzkiego Parku Krajobrazowego.

Kolejny z przydrożnych krzyży, za nim widok na łąki

Idziemy piaszczystą drogą polną, która na niektórych odcinkach podsypana jest szutrem. Prowadzą nas drewniane domy i budynki gospodarcze, płoty, ule, psy, koty, krzyże i kapliczki oraz mnóstwo zieleni. Domy nie stoją w zwartej zabudowie, pomiędzy nimi wyłania się rozświetlony stok niewielkiego wzniesienia.

Byłem w Szurze wczesną jesienią, wieczorem. Zachodzące słońce tworzyło dodatkowy nastrój, pełen cieni i rozbłysków światła. Zdjęcia lepiej niż słowa oddają te magiczne chwile. To niesamowite, że są jeszcze takie miejsca!

Z Szuru do Krasnobrodu możemy wrócić tą samą ścieżką, którą przyszliśmy lub trzymając się szlaku zielonego w kierunku północnym. Wychodząc ze wsi warto zwrócić uwagę na Galerię Szur, która prowadzona jest przez artystów: Marka, Agnieszkę i Natalię Rzeźniaków. To ciekawe miejsce, w którym można obejrzeć obrazy, pracownię, porozmawiać z gospodarzami. Galeria jest też miejscem wielu wydarzeń artystycznych i edukacyjnych. Kieruje do niej drewniany drogowskaz, a okolica zaznaczona jest osobliwymi strachami.

Warto zobaczyć w okolicy:

Wapielnia – najwyższy szczyt Roztocza Środkowego

Krasnobród- uzdrowisko, letnisko, miejsce kultu

Krasnobród – kaplica i rezerwat Św. Rocha

Guciów, Bondyrz – mało znana roztoczańska derbra

Maliniec – ryby w lesie

Top 10 – wioski

Lasy Janowskie

Maliniec to wioska otoczona z każdej strony tysiącami hektarów lasów i 800 hektarami stawów. Nie ma tam chodników, są za to kilometry grobli. Prawie nie ma tez współczesnego budownictwa. To miejsce jakby oderwało się od współczesności i kontaktuje się z nią tylko na tyle, na ile musi.

Skromna, drewniana zabudowa Malińca jest luźno porozrzuca po wsi

Stawy w Malińcu istnieją od końca XIX w. Zakładał je Adam Przanowski, który sprowadził z Moraw karpia i zaaklimatyzował go do tutejszych warunków. Siedziba dóbr znajdowała się w pobliskim Potoczku. Ok. 1875 r. został tam wybudowany murowany zespół dworski. Do dóbr Potoczka poza Malińcem należały także Brzeziny i Dąbrówka. W 1901 r. dziedzicem został syn Adama – Wojciech Przanowski, który zarządzał majątkiem do wybuchu II wojny światowej. Po nacjonalizacji, od 1961 r. w dowrze i należących do niego budynkach działają szkoły rolnicze. Całość założenia otoczona jest rozległym parkiem ze starodrzewiem.

Z zapisów wynika, że pod koniec XIX w. w Malińcu mieszkały 74, a w 1921 r. było ich 137. Ze spisu z 2021 r. wynika, że żyje tam 127 mieszkańców. Po II wojnie okoliczne stawy podlegały pod państwowe gospodarstwo rybackie. Obecnie działa szereg mniejszych gospodarstw. Z dawnej, historycznej zabudowy folwarcznej zachował się tylko jeden drewniany budynek z pocz. XX w.

Las przylega bezpośrednio do linii brzegowej
Wyspa na stawie

Stawy w Malińcu zgrupowane są w czterech dużych zespołach. Od płn. zach. są to: Narożnik,  oraz Bliźniaki Duży, Dolny, Boczny i Górny. Od płn. wsch. zanjdują się: Duża Kępina, Krzyżak, Kwadrat, Piskorzeniec, Liberder, Wojciech, Michał, Pachłówka, Czerwonka, Kurlej, Krzyś i Sumerówka, zaś od poł. wsch.: Gałczyn Środkowy, Górny, Dolny, Cegielnia, Brzozowa, Brzozowa Smuga, Roczniak, Roczniak Nowy i Stary. Sąsiadują w nimi zarastające zbiorniki: Zabytkowy Staw, Staw Szeroki, Dubisz, Łasek. Natomiast przy wjeździe do wsi od strony poł. widzimy stawy: Pilarnia Dolna, Mała i Boczna.

W stawach hodowane są karpie, amury, tołpygi, szczupaki i jesiotry. Piaszczyste dno powoduje, że ryby są smaczne, niezbyt tłuste i nie mają posmaku mułu.

Nad ostatnimi z wymienionych wyraźnie widać wyrastającą w lesie wieżę obserwacyjną. Można do niej podejść wyjeżdżając z Malińca asfaltową drogą w kierunku południowym. Po minięciu skrzyżowania z drogowskazem do przysiółka Bania, po kilkuset metrach po lewej stronie drogi zobaczymy znak zakazu wjazdu. Trzeba dalej podejść na niewielką wydmę, na której posadowiono wieżę. Gdy tam byłem, wejście na wieżę nie było zamknięte, skorzystałem z tego, ale wspinaczka jest tylko dla osób bez lęku wysokości. W góry rozległy widok na lasy, aż po horyzont.

W Malińcu jest agroturystyka, sklep spożywczy i dużo możliwości spacerów po okolicy. Lasy są bardzo grzybne, można także zbierać żurawinę. Dla wędkarzy przygotowano liczne stanowiska przy brzegu, a także zadaszoną przystań.

Warto zobaczyć w okolicy:

Imielty Ług – dziki staw otoczony bagnami

Łążek Garncarski – z gliny ulepione

Kruczek – uroczysko pełne ludzi

Szklarnia – mała wioska, suka i koniki biłgorajskie

Rezerwat Szklarnia – zob. Szklarnia – mała wioska, suka i koniki biłgorajskie

Porytowe Wzgórze – miejsce wielkiej partyzanckiej bitwy

Łążek Garncarski – z gliny ulepione

Top 10 – wioski

Lasy Janowskie

Łążek Garncarski jest wioską wyjątkową, ponieważ jej nazwa od ponad 200 lat odpowiada rzeczywistości. Na Lubelszczyźnie pełno jest Hut, w których nikt już nie produkuje szkła i  nie topi żelaza, Kęp na osuszonych terenach czy Woli, gdzie pańszczyzny nie ma już od czasów carskich. A w Lążku wciąż robią dzbany, dwojaki i kafle. Tradycja jest żywa!

Skoro Grancarski w nazwie już wyjaśniliśmy, pozostaje jeszcze dopowiedzieć, co oznacza Łążek. Etymologicznie to mały, płytki zbiornik wodny, często porośnięty roślinnością wodną lub błotną. Pochodzi od prasłowiańskiego lǫgъ, które oznaczało mokradło, bagno, trzęsawisko. Łążek Garncarski faktycznie położony jest w pobliży obszarów podmokłych, w rozwidleniu rzeki Bukowej, do której uchodzi Białka. Ciągnie się tam jedna droga, a po jej obydwu stronach są warsztaty rzemieślnicze osadzone  w twórczości ludowej. Takich wyrobów nie ma w Ikei, Jysku czy innych marketach. Nawet gdy wzór się powtarzana, to i tak każdy egzemplarz jest inny, bo powstaje w ludzkich dłoniach, a nie maszynowo.

Łążek Grarncarski ma też w sobie coś, co wykracza poza nazwę – to aura, która tu panuje. Domy i obejścia mają po kilkadziesiąt lat, las podchodzi pod samą zabudowę, jest stary krzyż, drewniana kapliczka, nieużytkowany piec, a nawet… armata ustawiona na trawie. Można wejść do warsztatu i zobaczyć, jak powstają gliniane wyroby. Na początku lipca każdego roku odbywają się Ogólnopolskie Spotkania Garncarskie. Jedną z głównych ich atrakcji są warsztaty twórcze, podczas których można poznać cały proces powstawania ceramiki – od przygotowania gliny, wyrabiania, toczenia na kole, suszenia, malowania, szkliwienia, aż po wypał w piecu.

Zagroda Garncarska to miejsce osobliwe, ciekawe, gościnne

W pierwszym miejscu, do którego zaszedłem, za bramą z napisem Zagroda Garncarska, przywitał mnie gospodarz. Przedstawił się – Jaśko z Łążka, odpowiedziałem więc – Grześko z Lublina. Usłyszałem, że jest przywłóką, co oznacza, że nie pochodzi stąd. Przyjechał spod Leżajska. Przyciągnęła go tu żona i tak został, a teraz to jego miejsce na ziemi. Nie jest jednak garncarzem. Prowadzi oryginalne gospodarstwo agroturystyczne, choć lepszym określeniem jest przystań turystyczna. Duże obejście pełne jest miejsc, w których zobaczyć można różne niecodzienne rzeczy. Jakie – najlepiej przekonać się samemu, bo każdemu z nas co innego wpadnie w oko.

Po przeciwnej stronie drogi znajduje się inne, bardzo ciekawe miejsce. To Stodoła Kultury i Sztuki. Jej aktywność ma charakter cykliczny – informacje o wydarzeniach są podawane na bieżąco na Facebooku. Generalnym przesłaniem Stodoły jest organizowanie wydarzeń artystycznych z obszaru kultury zaawansowanej w miejscu, gdzie dostęp do niej jest utrudniony i jednocześnie czerpanie z kultury lokalnej, tak aby obydwie te przestrzenie przenikały się i uzupełniały.

Łążek Garncarski położony jest na osi północ-południe. Zagroda Garncarska i Stodoła Kultury i Sztuki znajdują się w północnej części wsi. W środkowej są dwa oznakowane warsztaty garncarskie, natomiast w południowej dwa warsztaty kaflarskie.

Kaflarnia w południowej części wsi

Do wyrobu ceramiki w Łążku używane są dwa rodzaje gliny. „Glina czerwona to glina chuda, której pokłady znajdują się w lasach. Jej kolor jest czerwony, natomiast po wypaleniu ceglasto czerwony. Jest to glina, która dobrze się wyrabia, jednak o wiele ciężej niż inne gliny. Zrobione formy są trwałe i nie deformują się w trakcie pracy, problemy napotykamy w trakcie suszenia, ponieważ glina czerwona jest wrażliwa na zmiany temperatury – może się deformować i pękać. Ze względu na swój kolor najczęściej jest używana jako polewa. Glina siwa – jej pokłady znajdują się na odcinkach dna rzeki Bukowa, jest to glina tłusta, zwykle o niebieskim odcieniu. Bardzo plastyczna i dobra do wyrobów. Glina składana jest na podwórku w miejscu zwanym gliniorką. Tam jest czyszczona i przygotowywana do pracy. Dobrze, kiedy glina przemarznie, wówczas staje się lepsza do wyrobu.” (za: https://en.jarmarkjagiellonski.pl/letnie-szkoly-rzemiosla-ludowego-2/letnia-szkola-ceramiki-ludowej/letnia-szkola-ceramiki-ludowej-lazek-garncarski/j).

Dawny, już nieużytkowany piec do wypału ceramiki

Proces powstawania wyrobów garncarskich opisany został na stronie internetowej Janowa Lubelskiego. „Najpierw poddawana jest wstępnej obróbce zwanej „wyprawą”, następnie magazynowana jest w piwnicach. Przed rozpoczęciem toczenia garnków glinę ugniata się jak ciasto, a potem formuje w kule, z których wyrabia się naczynia. Do toczenia naczyń używane jest koło nożne bezsponowe, zwane kręgiem. Po wytoczeniu wyroby schną około trzy dni. Następnym etapem jest glazurowanie, czyli polewanie szkliwem ołowiowym, nadającym naczyniom połysk. Wypalanie naczyń trwa zazwyczaj 24-30 godzin. Tradycyjną formą zdobienia jest „pisanie”, czyli malowanie pędzlem wykonanym z sierści z grzbietu kota lub z włosków ogona wiewiórki oraz różkiem zakończonym dudką z gęsiego pióra. „Pisanie” było i jest nadal zajęciem zarezerwowanym głównie dla kobiet. Cechą charakterystyczną garncarstwa łążkowskiego jest motyw kogucika, kielichowata forma doniczki i polewanie szkliwem ołowiowym całych powierzchni naczyń. Jedynie misy polewane są tylko wewnętrznie. W zdobnictwie (oprócz wspomnianego kogucika) stosuje się także linie proste, fale, zygzaki, łuki, spirale i kropki oraz rozety i motywy roślinne takie, jak gałązki i kwiatony.” (za: https://www.janowlubelski.pl/wizytowki/lazek-garncarski).

Warto zobaczyć w okolicy:

Maliniec – ryby w lesie

Imielty Ług – dziki staw otoczony bagnami

Kruczek – uroczysko pełne ludzi

Szklarnia – mała wioska, suka i koniki biłgorajskie

Rezerwat Szklarnia – zob. Szklarnia – mała wioska, suka i koniki biłgorajskie

Porytowe Wzgórze – miejsce wielkiej partyzanckiej bitwy

Szklarnia – mała wioska, suka i koniki biłgorajskie

Top 10 – wioski

Lasy Janowskie

Szklarnia jest małą, położoną na uboczu, wioską w Lasach Janowskich. Spacerując tam czujemy otaczającą przyrodę, oddychamy wyjątkowo czystym powietrzem, spotykamy półdzikie koniki biłgorajskie. Kiedyś tak  nie było! Na początku XIX w. funkcjonowała tam huta szkła, co oznaczało wyrąb okolicznych lasów, zadymienie i ciężką pracę przy odrabianiu pańszczyzny.

Fragment starej alei drzew liściastych

Spacerując w Szklarni nie sposób pobłądzić. Samochód najlepiej jest zaparkować przy lesie na skraju wioski i pójść spacerem. Przejazd rowerem nie jest tak przyjemny, jak przechadzka. Nie pozwala zauważyć wielu szczegółów, a może rower jest zbyt szybki, tak wolno biegnie tu czas.

Jesteśmy na dużej, leśnej polanie, która powstała w wyniku wyrębu lasu na potrzeby huty. Wzdłuż głównej drogi zachowała się we fragmentach dawna aleja drzew liściastych. Idziemy nią, po obu stronach widzimy drewniane zabudowania tworzące klimat miejsca.

W jednym z gospodarstw, po prawej stronie drogi, działa Szkoła Suki Biłgorajskiej założona przez Zbigniewa i Krzysztofa Butrynów. Jest to miejsce kultywowania muzycznej sztuki ludowej, wykonywania instrumentów, nauki gry ze słuchu, śpiewu, spotkań. Suka biłgorajska to dawny instrument smyczkowy, o charakterystycznym brzmieniu. Historycznie wiadomo o niej niewiele. Na pewno grano na niej w okolicach Biłgoraja i Janowa Lubelskiego.

Suka biłgorajska na akwareli Wojciecha Gersona

Krótki opis suki pochodzi z 1888 r., jego autorem jest etnograf  Jan Aleksander Karłowicz. Jej wygląd znamy z akwareli Wojciecha Gersona z 1985 r., który tak ją podpisał: Suka – instrument smyczkowy starożytny polski nabyty w r.188. we wsi Kocudza w powiecie Biłgorajskim (pomiędzy Janowem a Frampolem). Ostatni grał na nim Józef Góra wówczas 50-letni. W warsztacie w Szklarni suka została odtworzona i jest popularyzowana.

Koniki biłgorajskie żyją w Szklarni na swobodzie

Droga przez wioskę pomiędzy zabudowaniami doprowadza nas do rozstaju. Po prawej stronie, przy ścianie lasu, od 1986 r. znajduje się jedyna w Polsce ostoja konika biłgorajskiego, którego nie należy mylić z roztoczańskim tarpanem czy konikiem polskim. Wywodzą się z dzikich koni, które żyły w naszej części Europy. Tak było do drugiej połowy XIX w. Po udomowieniu były krzyżowane z innymi rasami, ale zachowały swoje charakterystyczne cechy: odporność, zdolność do życia w naturalnym środowisku, szaro-myszowate ubarwienie z charakterystyczną pręgą na grzbiecie.

W ostoi w Szklarni koniki biłgorajskie są pod opieką Zespołu Lubelskich Parków Krajobrazowych i Katedry Hodowli i Użytkowania Koni Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie. Ingerencja człowieka w życie koników jest ograniczana do minimum. Leśna rzeka Czartosowa to ich naturalny wodopój, większość czasu spędzają w warunkach naturalnych. Są dzikie, ale jednocześnie łagodne i ufne. Możemy je obserwować, być może nawet do nas podejdą.

Do samochodu trzeba wrócić drogą, którą szliśmy. Rowerzyści mogą wybrać zielony szlak Janów Lubelski – Szklarnia – Janów Lubelski (zalew) o długości 12 km, który można łączyć z innymi szlakami i zaplanować swój własny przejazd po Lasach Janowskich. 

Rezerwat Szklarnia

Mapa z tablicy informacyjnej ustawionej przy wejściu została odwrócona o 180 st., przez co pomaga w przejściu przez rezerwat, ale dezorientuje w terenie

Ścieżka edukacyjna przez rezerwat Szklarnia znajduje się na płn.-wsch. od wsi, przy drodze w kierunku janowa Lubelskiego. Ma 3,5 km długości. Wędruje się leśną drogą, ścieżkami i drewnianymi pomostami nad terenami podmokłymi.

Rezerwat leśno-florystyczny ma pow. 278 ha. Początek trasy wyznaczono przy drodze asfaltowej w kierunku wsi Momoty. Niestety, nie ma ona charakteru pętli. Te osoby, które chcą wrócić, muszą więc przebyć ścieżkę jeszcze raz lub przejść ok. 2 km drogą asfaltową. Mapa, która znajduje się na tablicy informacyjnej na początku ścieżki, wprowadza w błąd. Nie jest zorientowana w kierunku północnym, tylko w południowym. Stanowi więc jakby lustrzane odbicie w stosunku do rzeczywistości.

Od strony wsi Szklarnia trasę również można przejść, ale poruszać się będziemy pod prąc w stosunku do osiemnastu ustawionych tablic edukacyjnych. Powrót do Szklarni , tak jak wcześniej napisałem, będzie możliwy tą samą drogą lub asfaltową szosą.

Ścieżka prowadzi m.in. przez  stary bór sosnowo-jodłowy, w niektórych miejscach z domieszką  świerka, brzozy i olchy. Drewniane kładki przeprowadzają przez miejsca podmokłe, bagienne, które są charakterystyczne dla Lasów Janowskich. Mijamy kopce mrówki rudnicy, a przy uważniejszym zwiedzaniu odnajdziemy wiele gatunków roślin chronionych, takich jak: wawrzynek wilczełyko, czosnek niedźwiedzi, kopytnik pospolity, widłak jałowcowaty,  buławik wielokwiatowy, czosnek niedźwiedzi, widłaki, rosiczki, wroniec widlasty, pelnik europejski, żywiec gruczołowaty czy pięknie kwitnąca lilia złotogłów i storczyki. Na terenie rezerwatu odnotowano obecność wilków i rysia, ale o spotkanie z tymi zwierzętami jest bardzo trudno.

Warto zobaczyć w okolicy:

Kruczek – uroczysko pełne ludzi

Imielty Ług – dziki staw otoczony bagnami

Łążek Garncarski – z gliny ulepione

Maliniec – ryby w lesie

Porytowe Wzgórze – miejsce wielkiej partyzanckiej bitwy

Radecznica – schody do św. Antoniego

Top 10 – miejsca kultu

Roztocze

Do bazyliki o.o. Bernardynów w Radecznicy prowadzą 102 stopnie schodów umieszczonych w murowanym korytarzu o długości 45 metrów. Gdy jesteśmy na dole, u góry widzimy plamę jasnego światła przebijającego się przez otwartą bramę. To mocne emocjonalne przeżycie – wspinamy się w stronę tej jasności, w słoneczne dni wręcz oślepiającej i zmuszającej do przymrużenia oczu.

Gdy wchodzimy schodami pokutnymi na ich końcu widzimy jasną plamę światła

Schody pokutne – tak są nazywane – służą pielgrzymom przybywającym do sanktuarium jako miejsce do odmawiania modlitwy w trakcie drogi do świątyni. W tradycji kościoła rzymskokatolickiego odwołują się do znajdujących się w Rzymie schodów pokutnych, które mają 28 marmurowych stopni – to po nich Jezus miał być prowadzony na sąd do Poncjusza Piłata.

Pierwsze schody w Radecznicy zostały wykonane w 1776 r. Były potrzebne, ponieważ świątynię i otaczające ją budynki umieszczono na stoku wyraźnego wzniesienia, podczas gdy zabudowania wsi usytuowane są w dolinie rzecznej.  Obecne schody wraz z okrywającym je korytarzem zbudowano w latach 1935-36. Są murowane, z dębowymi stopnicami. Jednocześnie przebudowano bramę golną i wzniesiono od początku bramę górną.  Autorem projektu był Jakub Juszczyk.

Widok na kościół i klasztor z 1944 r.

Murowany, barokowy kościół został wybudowany latach 1684-1695 według projektu Jana Michała Linka. Z tego samego okresu pochodzą też murowane zabudowania klasztorne. Link był w tamtym okresie bardzo cenionym architektem. Od poł XVII w. pracował dla Zamoyskich. Odpowiadał za prace fortyfikacyjne w Zamościu, zaprojektował tez elewację jednej z kamienic przy Rynku, w której mieszkał.

Bazylika w Radecznicy, widok o frontu

Kościół został wzniesiony dla pielgrzymów odwiedzających Radecznicę po tym, jak w 1664 r. ubogiemu Szymonowi Tkaczowi na wzgórzu objawił się św. Antoni, patron zakochanych, dzieci, podróżnych, chroniący od nieurodzajów. Przemówił w następujący sposób „Jam jest św. Antoni. Mam to z woli Najwyższego Pana, abym tobie opowiedział, iż na tym miejscu Chwała Boga Najwyższego odprawiać się będzie. Przeze mnie chorzy, ślepi, chromi i różnymi dolegliwościami utrapieni, znajdować i otrzymywać będą pociechy swoje. Chorzy zdrowie, ślepi wzrok, chromi chód, zgoła wszyscy uciekający się na to miejsce, bez łaski nie odejdą”.

Kościół ma charakter barokowy. Powstał na planie litery T, jest jednonawowy, z półkolistym prezbiterium, mniejszym od nawy. Na zewnątrz widzimy dwie wieże, szczyt spina kapliczka, nad którą umieszczono trójkątny naczółek. Fasadę podzielono mocnymi pilastrami i gzymsami. Przed drzwiami wejściowymi wzniesiono kwadratowy przedsionek nakryty kopułą z latarnią.

Widok na prezbiterium kościoła w Radecznicy

Wnętrze nie jest jednorodne stylistycznie, widoczne są wielokrotne przebudowy. Wiązały się one z przejęciem po powstaniu styczniowym kościoła i klasztoru przez kościół unicki i protestancki, a potem przywracaniem go wiernym kościoła rzymskokatolickiego. Nawa główna i prezbiterium nakryte są sklepieniem kolebkowym z lunetami. Polichromia wykonana w latach 1928 – 1929 była odtwarzana i odnawiana po pożarze w 1995, podczas którego spłonął m.in. obraz św. Antoniego. Ołtarz główny, neobarokowy,  jest z 1930 r., neobarokowe są także ołtarze boczne. Obecny obraz św. Antoniego jest współczesny i nie ma charakteru zabytkowego. O barokowym stylu pierwotnym świadczy XVIII-wieczny krucyfiks na łuku tęczowym.

W otoczeniu kościoła znajdują budynki zakonne, które w okresie PRL służyły innym celom niż religijne. Po II wojnie światowej bernardyni utworzyli w nich gimnazjum koedukacyjne. W czerwcu 1950 r. wszyscy zakonnicy zostali aresztowani przez UB za współpracę z Armią Krajową i Zamojskim Inspektoratem WiN. Gimnazjum zamknięto, a w zabudowaniach klasztornych otwarto szpital psychiatryczny. Od lat 60. zaczęto sukcesywnie oddawać zakonowi pomieszczenia i budynki, które nie były już potrzebne placówce zdrowotnej. Obecnie szpital mieści się w najbliższym otoczeniu klasztoru.

Widok na boczną elewację, która zachowała barokowy styl

Od 4 lipca 2015 r. sanktuarium ma tytuł bazyliki mniejszej. Uzyskało go, ponieważ jest jedynym miejscem na świecie, w którym objawienia św. Antoniego z Padwy są oficjalnie uznane przez Kościół. Od prawie 400 lat to miejsce pielgrzymek, a na odpust 12 czerwca co roku przyjeżdżają tysiące wiernych.

Warto zobaczyć w okolicy:

Radecznica – drewniana kaplica na wodzie

Kapliczka św. Antoniego

Kaplicę wzniesiono w l. 1824-29 w miejscu poprzedniej z 2 poł. XVII w. Wg tradycji powstała aby upamiętnić poświęcenie wody przez Św. Antoniego w obecności Szymona Tkacza. W 1934 r. wykonano remont kaplicy, wtedy też powstał jej wystrój malarski, w tym malowidła na ścianach. Kaplica stoi na rozlewisku wód wypływających w okolicznych źródeł. 

Szczebrzeszyn – w plątaninie wąwozów Piekiełko

Szczebrzeszyn – urok roztoczańskiego miasteczka

Turobin – renesans w małym mieście

Lipniak – ścieżka Obóz powstańczy

Top 10 – rezerwaty i ścieżki przyrodnicze

Pojezierze Łęczyńsko-Włodawskie

Oznakowana ścieżka w Poleskim Parku Narodowym nosząca nazwę Obóz powstańczy ma jednocześnie charakter historyczny i przyrodniczy. Pozwala zobaczyć miejsce stacjonowania powstańców styczniowych oraz poznać ciekawe torfowisko Łąki Zienkowskie.

Przyjemna – to chyba najlepsze słowo do określenia walorów trasy Obóz powstańczy. Jesteśmy otoczeni przyrodą, towarzyszy nam historia, w miejscach zabagnionych i podmokłych wędrujemy po drewnianej kładce, teren jest płaski, a przejście czterech kilometrów nie zajmuje więcej niż dwie godziny, z dłuższym postojem przy wieży widokowej.

Przysiółek Lipniak to zaledwie kilka zabudowań położonych na skraju lasu

Ścieżka jest oznakowana kolorem zielonym, a kierunek wyznaczają drogowskazy. Po drodze natrafimy na siedem tablic informacyjnych, które można pogrupować w obszarach przyrodniczym i historycznym.

Wędrówkę rozpoczynamy na parkingu w pobliżu przysiółka Lipniak. Mijamy go i następnie przechodzimy przez kanał melioracyjny. Stanowi on fragment tzw. Doprowadzalnika Bogdanka-Wola Wereszczyńska, a ten z kolei jest odgałęzieniem Kanału Wieprz-Krzna. Doprowadzalnik sięga w okolice Kopalni Węgla Kamiennego „Bogdanka”, w Lipniaku widzimy go na zmeliorowanych łąkach. Tablice informacyjne o tym nie mówią, a warto pokazać, że jest to problem, z którym boryka się Polesie.

Prace melioracyjne na Polesiu były przeprowadzone już w dwudziestoleciu międzywojennym. Miały swój aspekt gospodarczy (chęć stworzenia obszarów czynnych rolniczo na wzór Holandii), społeczny (zatrudnienie dla tysięcy osób), przyrodniczy (w sposób bezwzględny niszczyły naturalne środowisko i zmieniały stosunki wodne w całym regionie) oraz wojskowy (najmniej zauważany obecnie, ale chodziło o utrudnienia w poruszaniu się wojsk nieprzyjacielskich nadchodzących od wschodu).  

Ta mapa obrazuje skalę melioracji przeprowadzonych na pojezierzu Łęczyńsko-Włodawskim (za: http://www.poleskipn.pl/index.php/historia-i-przyroda/89-wody-parku)

Projekt przedwojenny nie został dokończony. Wrócono do niego w latach 60. i 70. ub. wieku, w czasach PRL. Doszło do tego, że w latach 1952-1992 ponad 13 tys. hektarów, czyli ponad 70 proc. torfowisk i turzowisk zostało osuszonych na rzecz pól uprawnych i łąk pastewnych. Z perspektywy czasu trzeba zauważyć, że problemem były nie tylko bezpośrednie działania przeciwko naturze, ale także to, że Polesie zostało skażone chemicznymi środkami ochrony roślin. Obniżanie się poziomu wód na Polesiu to największy problem do rozwiązania do tej pory. Powstanie parku narodowego nieco go powstrzymało, ale nie zatrzymało. Do sprawy tej wrócimy, gdy będziemy przy Łąkach Zienkowskich.

Pierwszy przystanek na ścieżce prezentuje brzozę czarną. Drzewa mają wysokość do 20 m, są podobne do popularnej brzozy brodawkowatej, ale różnią się od niej ciemną korą, która nie bieleje i nie łuszczy się.

Dwa kolejne przystanki mają charakter historyczny. Jesteśmy w miejscu, w którym obozowali powstańcy styczniowi. Musimy zdawać sobie sprawę z tego, że w 1863 r. miejsce to było nieporównywalnie bardziej niedostępne, niż obecnie – bagna i torfowiska otaczały je z każdej strony. Przystajemy przy osobliwie wyglądającym Dębie Powstańców. Wygląd jego pnia mówi, że nie jest to młodzieniaszek, a legenda dopowiada, że musiał być już solidnym drzewem w czasie walk powstańczych. Tablica wyjaśnia skąd jego nazwa. Po potyczce z Kozakami, ci rzucili się konno w pogoń za polskim oddziałem. Gdy wypadki zza zakrętu jeden z nich roztrzaskał głowę po uderzeniu w nisko rosnący konar.

Mogiłki
Mogiłki – w tym miejscu znajdowały się obwałowania ziemne obozu powstańców styczniowych

Po przejściu kilkuset metrów dojdziemy do kolejnej tablicy, w miejscu zwanym Mogiłki. Wg lokalnej tradycji to zbiorowa mogiła powstańcza. Badania ziemne przeprowadzone w 2008 r. zidentyfikowały fragment obwałowań obozowych z 1863 r. oraz miejsce, w którym prawdopodobnie może znajdować się zbiorowy grób. My widzimy niewielki kopiec ziemny, poprzerastany korzeniami dwóch drzew. Cały obóz zajmował obszar ok. 4 ha, funkcjonował od czerwca 1863 do marca 1864 roku.

Wieża widokowa na łąki Pociągi i fragment dawnego rowu melioracyjnego

Zielone znaki skręcają w lewo. Wchodzimy w teren podmokły, przechodzimy przez mostek nad rowem melioracyjnym będącym odnogą wspomnianego wcześniej Doprowadzalnika Bogdanka-Wola Wereszczyńska.

Przed nami wieża widokowa na łąkę Pociągi, będącą częścią Łąk Zienkowskich. Widok jest rozległy, malowniczy, niestety antropogeniczny. Teren był niegdyś dzikim bagnem, osuszonym w wyniku prac melioracyjnych. Pozostały po tym tylko niewielkie skupiska cennej roślinności mokradeł.  Nazwa łąki wzięła się od tzw. ciągów, czyli lotów tokowych słonek, które robią to w tym miejscu rokrocznie w marcu i kwietniu. Słonki to ptaki wielkości gołębia. Lęgną się w jasnych, podmokłych lub wilgotnych lasach mieszanych, z warstwą ziół i krzewów.

Zmeliorowany teren łąki Pociągi jest powoli przywracany środowisku naturalnemu

Od wieży widokowej ścieżka wprowadza nas na drewnianą kładką pozwalającą przejść po podmokłym terenie. Należy zwrócić uwagę na żeremia bobrowe, które powodują, że w okolicy powraca jej dawny, prawdziwie poleski charakter.   

Tomaszów Lubelski – wyjątkowy modrzewiowy kościół

Top 10 – kościoły drewniane

Roztocze

Nieopodal Rynku w Tomaszowie Lubelskim stoi najwspanialszy drewniany kościół na Lubelszczyźnie. Przetrwał dwa powstania, dwie wojny światowe i szereg innych zawieruch dziejowych, opatrzność czuwała też nad nim w latach socjalizmu. A dzisiaj dziwić może tylko, że jest tak niedoceniany. Odnotowują go przewodniki, ale robią to oschle, faktograficznie, nie zwracając uwagi na wyjątkową aurę, która panuje w tym miejscu i mocno na nas oddziałuje.

Widok w stronę prezbiterium

W tomaszowskim kościele byłem wielokrotnie. W czasie ostatniego pobytu, wczesną jesienią, był jasny, ciepły dzień.  Nisko zawieszone słońce wydobywało szczegóły modrzewiowego drewna. Żółknące liście drzew współgrały z ciemnym brązem ścian świątyni.

Sądzę, że siła emocjonalna tego kościoła wynika właśnie z barw i kontrastów. Zmieniają się one w zależności od pogody, pory dnia i tego, czy kontemplujemy wnętrze w ciszy i spokoju, czy też trwa msza, słyszymy ją, jesteśmy otoczeni innymi osobami.

Gdy wszedłem do środka, było tam magicznie. Promienie słońca przenikały z całą siłą, tworzyły grę światłocieni i w sposób szczególny wydobywały wszystkie barwy wnętrza. To był taki moment poza zwykłym biegiem czasu. Na pewno zdarzał się w przeszłości już wielokrotnie, podkreślał przez to, że nie wszędzie czas musi gnać do przodu. Są miejsca, gdzie płynie wolniej, przemija inaczej.

Tomaszowski kościół pw. Zwiastowania Najświętszej Marii Panny reprezentuje styl barokowy. Został wybudowany z fundacji Zamoyskich ok. 1727 r., ma więc blisko 300 lat. Był odnawiany po uszkodzeniach w wyniku I i II wojny światowej. Budowla jest dwuwierzowa i trzynawowa. Wieże nakryte są baniastymi hełmami z iglicami. Nawe główną od naw bocznych oddzielają drewniane słupy, a od prezbiterium wygięta belka tęczowa z krucyfiksem i rzeźbami z XVIII w. Wyposażenie jest jednolicie barokowe, przez co znakomicie komponuje się z samą budowlą. Chór polichromowany, z późnobarokowym kartuszem, na którym umieszczono herb Zamoyskich – Jelita.

W otoczeniu kościoła drewniana dzwonnica z XVIII w., dwie zabytkowe wikarówki z XIX w., plebania, dawna plebania prawosławna oraz barokowa figura z kapliczką na konsolkach. Całość tworzy wartościową, zabytkową enklawę, która jednak wymaga uporządkowania urbanistycznego i architektonicznego.

Tomaszowski rynek jeszcze 50 lat temu wyglądał inaczej. W jego przestrzeni dominowały hale targowe z podcieniani. Były wymurowane z piaskowca. Powstały w 1933 r., zostały rozebrane w 1970 i 1971 roku. Jako przyczynę podawano ich zły stan techniczny, ale faktycznie chodziło o stworzenie nowego rozwiązania urbanistycznego. W pierzei, którą przesłaniały postawiono nowy budynek domu handlowego oraz typowy budynek mieszkalny, a na środku Rynku wytyczono rondo. Od niedawna Tomaszów Lubelski ma obwodnicę, jednak wcześniej przez centrum miasta przetaczał się ruch samochodowy w kierunku przejścia granicznego na Ukrainę w Hrebennem.

Władze miasta planują ponowną przebudowę Rynku, wyraźnie nawiązująca do przeszłości. Grafika pokazuje, że jedna z dwóch dawnych hal targowych ma zostać odbudowana.

Cerkiew w styli rusko-bizantyjskim

Obecnie przy Rynku dwa obiekty najbardziej wartościowe historycznie i architektonicznie to cerkiew i czajnia. Cerkiew prawosławna została wybudowana w latach 1885-1890 w stylu rusko-bizantyjskim. Mury wieńczy pięć ośmiokątnych wież, z najwyższą centralną i czterema mniejszymi dookoła niej. Patronem świątyni jest św. Mikołaj Cudotwórca. Zewnętrzna polichromia przedstawia wizerunki świętych, wewnątrz znajduje się odrestaurowany. 

Dawna Czajnia czeka na remont i nową szansę

W pobliżu cerkwi znajduje się zabytkowa drewniana herbaciarnia wybudowana w 1895 r., nazywana Czajnią. Zbudowano ją z z okazji koronacji cara Mikołaja II. Powstała z tzw. okrąglaków, nawiązując stylistycznie do wyglądu drewnianego budownictwa wiejskiego w północnej Rosji. Ten charakterystyczny wygląd budynku zachował się wyraźnie do tej pory. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w tam działał dom teatralny, a później pierwsze tomaszowskie kino. Obecnie Czajnia jest prywatną własnością i wymaga remontu.

Kniazie – cerkiew z niebem zamiast dachu

Top 10 – cerkwie

Roztocze

W Kniaziach na Roztoczu znajduje się jedna z najciekawszych cerkwi w Polsce. Jej siłą nie jest jednak architektura, wyposażenie wnętrza czy walory historyczne. Jest zrujnowana, nie ma sklepienia ani dachu, a ściany murszeją. I to właśnie nadaje jej wyjątkowości i oryginalności w tak dużym stopniu, że nawet zagrała w filmie i to właśnie on ją w ostatnich latach spopularyzował. To miejsce, w którym jest pięknie i jednocześnie mistycznie.

Finałowa scena filmu „Zimna wojna” rozgrywa się w cerkwi w Kniaziach

Chyba każdy, kto oglądał „Zimną wojnę”, film nagrodzony Złotą Palmą w Cannes, zapamiętał chyba ostatnią scenę. Głowni bohaterowie, grani przez Joannę Kulig i Tomasza Kota, przyjeżdżają do zrujnowanej świątyni, by popełnić samobójstwo. Scena nie jest jednoznaczna, ma wymiar symboliczny, poddaje się różnym interpretacjom.

Cerkiew stoi na uboczu małej wsi. Dojedziemy do niej szutrową drogą. Stoi przy skarpie niewielkiego wyniesienia terenu. Jest otoczona starymi drzewami.

Cerkiew wyłania się powoli zza drzew

Ścieżka prowadzi przez stary cmentarz, pomiędzy kamiennymi krzyżami nagrobnymi. Cerkiew wyłania się powoli zza ściany zieleni. Dookoła ruin prowadzi wydeptana ścieżka, zachowała się także dawna dzwonnica.

Przechodzimy przez dawny cmentarz, ścieżka prowadzi pomiędzy krzyżami

Tabliczki mówią, że ruina grozi zawaleniem i wstęp jest wzbroniony. Trudno się jednak oprzeć, by nie wejść do środka. Można to zrobić, ale z rozwagą i ostrożnością. Mury i resztki sklepienia nie są zabezpieczone. Na ścianach widać pozostałości malowideł z pocz. XIX w., zachowały się pozostałości drewnianego wyposażenia i kamiennej posadzki. Gdy spojrzymy w górę, w miejscu dawnej kopuły widzimy fragment nieba przyozdobiony drzewkami wrośniętymi w stare cegły i wapienną zaprawę. Wrażenie jest niesamowite.

Cerkiew była pod wezwaniem św. Paraksewy.  Do użytku oddano ją w 1806 r. po ośmiu latach budowy. Powstała na planie krzyża greckiego. Uszkodzona została w 1941 r., a zniszczona w 1944 r. w wyniku działań wojennych. Przed II wojną światową do parafii należało 5,5 tys. wiernych, obecnie we wsi nie ma wiernych kościoła greckokatolickiego.

Przycerkiewna dzwonnica

Imielty Ług – dziki staw otoczony bagnami

Top 1- rezerwaty

Lasy Janowskie

Imielty Ług, rezerwat w Lasach Janowskich, jest miejscem wyjątkowym pod względem przyrodniczym i turystycznym. To dawne stawy rybne, położone w na terenie torfowiskowym, otoczone borem bagiennym i lasem sosnowym rosnącym na wydmach. Wędrując tam widzimy, jak dzika przyroda ponownie wkracza w miejsce zabrane jej niegdyś przez człowieka.

Nazwa rezerwatu jest nietypowa i intrygująca. W Internecie powielane jest bzdurne wyjaśnienie, że pochodzi z języka rosyjskiego. Z całą pewnością tak nie jest. Znaczenie słowa ług wyjaśnia Słownik etymologiczny Aleksandra Brücknera z 1927 r. Określano nim nizinę, nizinny brzeg rzeki lub moczar. To pospolite niegdyś słowo, do dzisiaj przetrwało właśnie w nazwach własnych. Nieco trudniej wyjaśnić jest słowo Imielty. Wg. strony https://genealodzy.pl/ prowadzonej przez Polskie Towarzystwo Genealogiczne, Imielty Ług to Moczary Jemioły. Inaczej mówiąc Imielty to nazwisko, które współcześnie brzmiałoby Jemioła. Trop ten w pewnym stopniu potwierdza prof. Michał Kondratiuk, który uważa, że od jemioły pochodzi nazwisko Jemielity. Drugie wyjaśnienie, które poddaję pod rozwagę, to powiązanie słowa Imielty ze staropolskim imieniem Imiel. Nazwa Imielty Ług oznaczałaby w tym przypadku Moczary Imielty.

Przejście wydmą porośniętą sosnowym lasem

Gdy jesteśmy już w rezerwacie nasza uwagę zwróci z całą pewnością trzecie mało znane słowo, grępa. Ma ono korzenie staropolskie (także gręba, grepa, grzępa) i ozacza wzniesienie. W przypadku Imieltego Ługu odnosi się do dwóch wydm porośniętych sosną, które jęzorami wcinają się w obszar zabagniony. Mała Grępa jest niedostępna dla turystów, natomiast po Dużej Grępie poprowadzona została ścieżka przyrodnicza nad brzeg stawu Imielty Ług. Idąc tam, po lewej stronie zobaczymy drewniany pomost. Pozwala on wejść na torfowisko. Nieopodal pomostu, po prawej stronie drogi, napotkamy kapliczkę, którą wystawiono w 2014 r.  Przedstawia ona wyrzeźbionego w drewnie św. Franciszka, patrona zwierząt i ekologii (w kapliczce towarzyszą mu bóbr, gołąb i jaskółka). Ptaków było początkowo więcej, ale niestety gdzieś „odfrunęły”. Kapliczkę wykonali czterej bracia: Ryszard, Zbigniew, Wojciech i Marek Butrynowie (w akcie erekcyjnym napisano „bracia Butryny”).

Łabędzie na stawie Imielty Ług
Czapla krążąca nad stawem

Z wierzy widokowej można w ciszy obserwować ptaki żyjące w okolicy. Stwierdzono tu około 100 gatunków. W rozpoznaniu tych, które są tu najliczniejsze, pomagają specjalne tablice. Pokazano na nich m.in. perkozy, bąki, kaczki, czaple, żurawie, błotniaki. W czasie mojego pobytu wypatrzyłem i sfotografowałem krążącą nad wodą czaplę.  

Przejście groblą oddzielającą dwa dawne stawy

Z wieży widokowej wracamy tą samą drogą do miejsca, w którym ścieżka dydatktyczna rozwidla się. Druga odnoga prowadzi na sztuczną groblę, która oddziela Imielty Ług od stawu Radełko. Po dojściu do końca grobli można dalej podążać ścieżką, która doprowadzi nas do szlaku czerwonego w  miejscowości Gwizdów. Jest to jednak droga o kilka kilometrów dłuższa i raczej mało interesująca krajoznawczo. Jeśli chcemy wybrać krótsza trasę, po prostu musimy wrócić drogą, którą przyszliśmy.

Rezerwat ma powierzchnię ponad  800 ha. Obejmuje torfowiska wysokie (miąższość torfu to ok. 6 m) i przejściowe, stawy oraz  bór mieszany wilgotny i bagienny.  Imielty Ług był dawniej bezodpływowym zagłębieniem z szybkim procesem gromadzenia się masy torfowej. Pierwszy ślad gospodarczego wykorzystania pochodzi z 2 poł XIX w. Staw i otaczające go tereny są więc efektem oddziaływania zarówno przyrody, jak i człowieka. Utworzenie rezerwatu w 1988 r. spowodowało, że ochrona śródleśnego bagna stała się ważniejsza od spraw gospodarczych. Po wejściu Polski do Unii Europejskiej cały obszar został włączony do sieci Natura 2000.

Piękno tego miejsca to także szczegóły, na które trzeba zwracać uwagę

Do Imieltego Ługu trzeba dojechać rowerem lub dojść pieszo, najlepiej od strony wsi Gierlachy. Należy tam kierować się drogowskazem do Łążka Garncarskiego. Nie dojeżdżamy jednak do wsi. Przy drogowskazie Łążek Garncarski 1,5 km należy skręcić w prawo w nieoznaczoną drogą szutrową. Dojedziemy nią do zadaszenia turystycznego i parkingu. Umieszczona tak także dokładną mapę okolicy.

Droga w stronę Imieltego Ługu oznakowana jest czerwonym szlakiem turystycznym Walk Partyzanckich, który prowadzi do wsi Gwizdów. Wzdłuż niej znajduje się na drzewach sześć ciekawych kapliczek wykonanych przez Pawła Dębskiego z Niska. Uwaga! Do rezerwatu trzeba zejść ze szlaku i skręcić w lewo po pokonaniu ok. 2 km. Dalej prowadzi nas opisana wcześniej ścieżka edukacyjna.

Warto zobaczyć w okolicy:

Maliniec – ryby w lesie

Łążek Garncarski – z gliny ulepione

Kruczek – uroczysko pełne ludzi

Szklarnia – mała wioska, suka i koniki biłgorajskie

Rezerwat Szklarnia – zob. Szklarnia – mała wioska, suka i koniki biłgorajskie

Porytowe Wzgórze – miejsce wielkiej partyzanckiej bitwy