Turobin – renesans w małym mieście

Top 10 – zabytkowe kościoły

Top 10 – renesans lubelski

W połowie 2023 r. Turobin odzyskał prawa miejskie, utracone w 1870 r. Tak naprawdę, jest to bardziej miasteczko niż miasto. Położone w zachodniej części Padołu Zamojskiego, w pewnym oddaleniu od drogi wojewódzkiej Lublin – Biłgoraj, ma zaledwie 900 mieszkańców i choćby w tym wymiarze daleko mu do dawnego rozwoju – pod koniec XVI wieku było ich 1200, w drugiej połowie XIX wieku blisko 4 tysiące.

Po wjechaniu do Turobina trudno jest na czymś interesującym zawiesić oko. Po części zachował się dawny układ urbanistyczny, z zaniedbanym rynkiem o wymiarach 100×110 metrów. Historyczna zabudowa prawie nie przetrwała – trawiły ją wojny i pożary, ostatni bardzo duży w 1915 r. wybuchł w wyniku działań wojsk austriackich.

Renesansowy wygląd kościoła z zewnątrz zapowiada wspaniałe wnętrze

I nie byłoby ważnego powodu, żeby zachęcać turystów do wizyty w Turobinie, gdyby nie miejscowy kościół parafialny, jeden z najciekawszych przykładów stylu zwanego renesansem lubelskim. Zwiedzanie świątyni ma dwie warstwy. Pierwsza ma wymiar emocjonalny. Pamiętam, że gdy przed laty wszedłem do kościoła w Turobinie po raz pierwszy, poczułem wewnętrzne westchnienie. Renesansowa perła w takim miejscu?! Teraz, po latach nieobecności znów to poczułem! Druga warstwa ma charakter poznawczy. Pozwala z uwagą przyjrzeć się wnętrzu, odczytać je i podziwiać w pogłębiony sposób.

Widok wnętrza od strony wejścia

Kościół jest dziełem muratora Jana Wolffa, którego z monogramami IW powiązał historyk sztuki prof. Jerzy Kowalczyk. „Uznał on Wolffa za Niemca (choć murator posługiwał się językiem polskim), wskazując na możliwość jego przybycia z Warszawy. Murator przeniósł się do Ordynacji Zamojskiej ok. 1620 r. i zamieszkał w Turobinie, gdzie ożenił się z wdową po arendarzu Kacprze Sołdanie, z którą miał syna Stanisława oraz córkę Annę, wydaną w roku 1643 za muratora zamojskiego Adama Zimno, zwanego Zimnickim. W 1623 r. Tomasz Zamoyski nadał Wolffowi przywilej dożywotniego użytkowania gruntu w Turobinie, pod warunkiem założenia tam cegielni. Prawo do prowadzenia tego przedsiębiorstwa po śmierci Wolffa miało przejść na jego żonę i syna, jeśli on również zajął by się rzemiosłem murarskim. Produkowana przez Wolffa ceramika budowlana była też zapewne używana na potrzeby szybko rozwijającej się stolicy ordynacji, o czym może świadczyć natrafienie na cegłę z inicjałami „j w” (i w?) podczas badań zamojskiego arsenału. W późniejszym czasie, po nabyciu nieruchomości w Zamościu, Wolff stał się obywatelem dwóch miast, a w aktach określano go mianem „famatus Joannes Wolff murarius, civis zamoscensis et turobinensis”. W roku 1635 pierwsza żona Wolffa zmarła i została pochowana w kaplicy p.w. n.m.p. przy kościele w Turobinie. Można przypuszczać, że wcześnie zmarł także jego syn, o którym nie ma wzmianek w późniejszych dokumentach. Wkrótce Wolff ożenił się powtórnie, z Elżbietą, wdową po niejakim Rzeczyckim, która zmarła już w roku 1639. W drugiej ćwierci wieku XVII Wolff był na terenie ordynacji zamojskiej postacią znaną i szanowaną. Z ramienia zamojskich władz miejskich brał udział w taksowaniu domów (1623, 1641), oraz bywał powoływany jako świadek lub rzeczoznawca w różnych sprawach dotyczących innych muratorów. Zmarł zapewne w Turobinie podczas morowego powietrza, przed 21 kwietnia 1653”. (cytat i rzut kościoła za: http://archiv.ub.uni-heidelberg.de/artdok/6265/1/Kurzej_Jan_Wolff_2009.pdf).

Rzut kościoła

Z dzisiejszej perspektywy zadziwia fakt, że Jan Wolff jest w samym Turobinie postacią jakby zapomnianą. Wskazuje na to i notka w Wikipedii, która o nim nie wspomina, jak i wypowiedź wójta, który z okazji nadania praw miejskich miejscowości, w rozmowie z Dziennikiem Wschodnim, przywołując znanych turobian, Wolffa nie wymienia. Nie ma o nim także ani słowa na stronie internetowej parafii, choć to przecież Wolff był budowniczym tamtejszego kościoła.

Poza kościołem w Turobinie dziełem Jana Wolffa są także świątynie w Czemiernikach i Leszniowie (obecnie Ukraina), Uchaniach, Szczebrzeszynie, a w Lublinie kaplica firlejowska u Dominikanów, prezbiterium i wnętrza klasztorne Brygidek, wystrój kościoła Karmelitanek. W Zamościu przebudował Ratusz i Akademię Zamojską, kościół Franciszkanów, cerkiew, niektóre kamienice.

Kościoły Jana Wolffa wyróżniają się bardzo ciekawą – przychodzi mi tu na myśl słowo fantazyjną – dekoracją sztukatorską, uznawaną za najlepszą pośród realizacji nurtu renesansu lubelskiego. Chodzi przede wszystkim o zdobienia sklepień, w nurcie późnego renesansu, a nawet manieryzmu.

Ten trochę długi wstęp jest w moim odczuciu niezbędny, żeby odnaleźć i w pełni odczuć maestrię kościoła w Turobinie. Świątynia wybudowana została na szczycie skarpy rzeki Pór, choć słowo rzeka jest tu raczej na wyrost. Obecnie to raczej struga z uregulowanym korytem. W jej najbliższym otoczeniu stoi zabytkowa plebania, dzwonnica i kilka pomnikowych drzew. Sama świątynia nie jest duża, łatwo więc objąć ja wzrokiem. Widzimy jednonawowy kościół na planie krzyża, który w osi głównej wyznacza wejście pod chórem, nawa i prezbiterium, a w osi bocznej dwie kaplice. Świątynia datowana jest na 1530 r. Fundatorami była rodzina Górków. W latach 1620 – 1623 kościół został przebudowany z inicjatywy Tomasza i Elżbiety Zamoyskich i właśnie wtedy zyskał obecny wygląd.

Nawa i prezbiterium nakryte są dachami dwuspadowymi, a kaplice tzw. dachami namiotowymi, które zwieńczono latarniami, czyli wieżyczkami doświetlającymi wnętrze (ich rolę zobaczymy we wnętrzu świątyni). Fronton zamykają po bokach dwie przypory, ciężkie i niepasujące do reszty budowli. Nic dziwnego – dostawiono je w czasie późniejszej przebudowy.

Renesansowa fasada

Fasada jest trójosiowa (to podział pionowy) i trzykondygnacyjna (podział poziomy). W pionie dodatkowo wyznaczają go pilastry (czyli płaskie filary widoczne w licu ściany), a po bokach zamykają dwie wieżyczki. Trzecia wieżyczka wieńczy szczyt fasady. Nad wejściem do kościoła znajduje się płaskorzeźba Najświętszej Marii Panny, zaś po bokach dwa niewielkie okna.

Wychwyćmy jeszcze zdobienia ścian bocznych. Widzimy tam tzw. belkowanie. Na fryzie dekoracja sztukatorska z motywem uskrzydlonych główek puttów (małych chłopców-aniołków), sfinksów i stylizowanej wici roślinnej. Obramienia okien wypełnione są plecionką i wicią roślinną.

Po wejściu do nawy wzrok natychmiast wędruje do góry

Całość budowli wygląda proporcjonalnie i szlachetnie, ma renesansowy  charakter, ale jest dopiero zapowiedzią tego, co zobaczymy w środku. Już przy wejściu sklepienie kolebkowo-krzyżowe ozdobione jest sztukateryjnymi listwami. Robimy krok dalej – podchórze, w którym byliśmy, od nawy oddzielają trzy półkoliste arkady z czworobocznymi słupami. Nasz wzrok od razu przyciąga sklepienie, które przykrywa nas jakby baldachimem. Dominuje we wnętrzu, nadaje mu charakter oraz stanowi o wartości historycznej i artystycznej.  Udekorowane jest siecią połączonych ze sobą ornamentowanych listew oraz plakiet. Były one wyrabiane w sztancach z zaprawy wapienno-piaskowej i następnie nakładane na zdobioną powierzchnię. Listwy dzielą sklepienie na pola w formie owali, wielokątów i innych, wymyślonych przez Jana Wolffa, trudnych do określenia kształtów, dodatkowo ozdabianych m.in. główkami puttów, orłami, rozetami, słońcami, hierogramami IHS, monogramami Marii, itp. To właśnie zastawienie tych wszystkich elementów, ich połączenie w spójną całość, świadczy o mistrzostwie muratora.

Niestety, sklepienie nawy nie zachowało się w oryginale. Zostało odtworzone w 1953 r., podczas remontu kościoła po pożarze, który miał miejsce dwa lata wcześniej. Sklepienia z początku XVII-wieku są natomiast w prezbiterium i dwu kaplicach bocznych.

Łuk tęczowy i widok na prezbiterium

Pomiędzy nawą a prezbiterium znajduje się półkolisty łuk tęczowy. Ozdobiony jest, podobnie jak wejścia do kaplic bocznych, tzw. meandrem z motywem fali, zaś podłucza zostały podzielone listwowymi kasetonami, w których umieszczono plakiety.

Na wprost nas, ścianie ponad łukiem tęczowym, od strony nawy znajduje się kartusz z herbem Zamoyskich, a od strony prezbiterium z kartusz z napisem IW (Ioannes Wolff) oraz datą 1623, wskazującą na rok budowy kościoła. Charakterystyczna ambona, która widoczna jest przed łukiem tęczowym ma wystrój barokowy, pochodzi z drugiej połowy XVII w.

Prezbiterium jest najstarszą częścią kościoła, częściowo jeszcze późnogotycką. Z tego okresu zachowała się płyta nagrobna Anny ze Żmigrodu Świdwiny z połowy XVII wieku, wykonana z piaskowca, z herbami Łabędź i Śreniawa. Jest ona prosto rzeźbiona, z pełnopostaciową sylwetką zmarłej, pokazaną frontalnie. Ołtarz główny jest późnorenesansowy, ufundowany ok. roku 1623 przez ordynata Tomasza Zamoyskiego. Przez lata uległ jednak licznym przekształceniom. Świadczą o tym m.in. późnobarokowe figury św. Jana Nepomucena i św. Franciszka Ksawerego. Po lewej stronie znajduje się murowany ołtarz boczny, barokowy, datowany podobnie jak ołtarz główny. Po przeciwnej stronie jest jego drewniana kopia z XIX w.

Na szczyty dekoratorstwa Jan Wolff wzniósł się w niemal tak samo dekorowanych kaplicach bocznych. Kaplice nakryto kopulastymi sklepieniami, które pokryto listwami. Tworzą one pola sześcioboczne wypełnione dobrze widocznymi uskrzydlonymi główkami aniołow  oraz pola owalne wypełnione plakietami.

Kaplice są doświetlone u szczytu czworokątnymi latarniami (zwracałem na nie uwagę omawiając bryłę zewnętrzną kościoła) oraz  umieszczonymi w sklepieniu okrągłymi oknami, tzw. lunetami. To dodatkowe światło, poprzez grę cieni, potęguje wrażenia wzrokowe. Latarnie mają obramienia z ornamentu roślinnego, a ich czasze – dekorację listwową z centralnie umieszczoną plakietą.

Motyw serca nie występuje w prezbiterium i nawie

U postawy sklepienia listwy sztukateryjne układają się w kształt serc – motyw ten nie był wykorzystany w nawie i prezbiterium. W rogach kaplic widzimy płaskie filary nieznacznie występujące ponad lico ścian (tzw. pilastry). Ich szczyty, zwieńczone stylizowanymi kapitelami, połączone są ozdobnymi gzymsami, pomiędzy którymi umieszczony został fryz z ornamentem arabeskowym.

Zabytkowa dzwonnica

Kaplice różnią się od siebie wyposarzeniem. W tej od strony południowej umieszczony jest ołtarz późnobarokowy (przed poł. XVIIII w.) oraz ława z XVII w., natomiast w kaplicy północnej ołtarz neomanierystyczny z 1936 r.

W otoczeniu kościoła znajduje się dzwonnica, plebania i grupa pomnikowych drzew. Całość tworzy malownicze, ciekawe miejsce.

Zależało mi, aby kościół w Turobinie opisać w pogłębiony sposób, tak aby jego zwiedzanie nie było tylko wrażeniowe (choć samo wrażenie jest bardzo ważne), ale równocześnie dookreślone w obszarze architektury i historii sztuki. Wtedy mocniej jest widać kunszt Jana Wolffa, który potrafił znaleźć delikatną i trudną do zachowania równowagę pomiędzy skalą i różnorodnością zdobień a wspaniałą harmonią całości. I na koniec, tak już bardzo od siebie, chcę podkreślić motyw uskrzydlonego aniołka, powtarzany po wielokroć, jednocześnie piękny i naiwny, bo odwołujący się do ludowej religijności, a przy tym uwznioślający. I proszę zwrócić uwagę, że w Turobinie w kościele nie ma diabła, chyba że gdzieś w błotnistych polach.