Majdan Stary – piękny, żywy wąwóz

Top 10 – wąwozy

Niedaleko Wojsławic, we wsi Majdan Stary, znajduje się jeden z najpiękniejszych wąwozów lessowych Lubelszczyzny. Zachwyca nie tylko urodą, ale także tym, że wciąż żywy. Wyznaczona w nim trasa spacerowa została tak poprowadzona, żeby uwypuklić, że wciąż się kształtuje i zmienia.

Czyste źródło bijące przy wejściu do wąwozu

Wejście do wąwozu znajduje się przy drodze prowadzącej przez Majdan Stary, przy charakterystycznym krzyżu postawionym na kopcu ziemnym. Tu za nim napotykamy na wywierzysko bijące spod ziemi. W czasie lokalnej akcji, podczas której mieszkańcy gminy zgłaszali znane im źródła, doliczono się ich łącznie 53. Dwa z nich mają status pomników przyrody, a kilka innych w ostatnich latach zagospodarowano, przez co stają się lokalną atrakcją turystyczną.

Na przejście ścieżką prowadzącą dnem wąwozu, a następnie wierzchowiną potrzeba od 1,5 do 2 godzin.

Less to miękka, mało spoista skała osadowa pochodzenia eolicznego (określenie to oznacza działalność wiatru na rzeźbę terenu). Główny składnik lessu to pył kwarcowy, przez co jest on bardzo podatny na erozję. Woda, spływając po deszczach i roztopach, zmywa pokrywę lessową i tworzy na powierzchni długie, rozgałęzione wyżłobienia. Cechą charakterystyczną powstających w ten sposób wąwozów są strome ściany i wąskie dno, co nadaje im kształt litery V. Podmyte korzenie stają się widoczne na zboczach, niektóre drzewa przechylają się i z czasem przewracają. Na naszej planecie lessy pokrywają ok. 10 proc. terenów. W Polsce grubość ich pokrywy dochodzi do kilkunastu metrów.

Przejście wąwozem oznacza mozolne wspinanie się pod górkę. W miejscach, gdzie woda najmocniej podmywa dno ustawione są drewniane barierki. Co kilkadziesiąt metrów natrafiamy na tablice informacyjne. Po bokach widzimy liczne rozgałęzienia, pozostawione w naturalnym stanie, najczęściej zatarasowane powalonymi pniami drzew i gałęziami. Po opadach deszczu dno wąwozu staje się grząskie i śliskie. Trzeba wtedy szczególnie uważać i nastawić się na to, że będziemy zabłoceni.

Wąwóz rozchodzi się w dwie strony, my idziemy w prawo

Wzdłuż ścieżki ustawione są tablice informacyjne i edukacyjne.

Wąwozy tego typu na Lubelszczyźnie noszą lokalną nazwę derby. W Majdanie Starym runo sprzyja występowaniu wielu gatunków grzybów i paproci. Chronione i rzadkie gatunki roślin to: miłek wiosenny, goryczka krzyżowa, dziewięćsił pospolity, kokorycz.

Najpiękniej w jarze jest wiosną, gdy na jego zboczach kwitną kwiaty oświetlane promieniami słonecznymi, które przebijają się przez rozwijające się liście drzew. Ja wąwóz w Majdanie Starym przeszedłem w upalny, sierpniowy dzień. Mimo to wędrując czułem przyjemny chłód i ciąg przepływającego powietrza.

Droga powrotna prowadzi wysoczyzną

Wyjście z wąwozu prowadzi na szczyt wzniesienia mającego ok. 300 m n.p.m., jednego z najwyższych w okolicy. Drogą wyłożoną betonowymi płytami idziemy w prawo. Po wyjściu z lasu, po prawej stronie na skraju pola uprawnego widzimy czubki drzew znaczącego przebieg wąwozu. Ostatni odcinek ścieżki prowadzi podnóżem wyniesienia, z którego biją źródełka.

Uchanie – renesans w małym miasteczku

Top 10 – renesans lubelski

Top. 10 – zabytkowe kościoły

Jeden z moich wcześniejszy wpisów, poświęcony Turobinowi, miał w tytule słowa: renesans w małym mieście. Do Uchań najlepiej pasują słowa: renesans w małym miasteczku. Ta gra słów ma swoje podwójne wytłumaczenie. Po pierwsze, Turobin od niedawna jest miastem, a Uchanie były nim w przeszłości. Widać to w układzie urbanistycznym, z parkiem w środku rynku i układem ulic. Po drugie, piękne renesansowe kościoły w Turobinie i Uchaniach wyszły spod ręki tego samego muratora – Jana Wolffa (zob.: Turobin – renesans w małym mieście).

Kapliczka
św. Jana Nepomucena

Uchanie położone są w źródliskowym odcinku podmokłej doliny. Spływające do niej wody spowodowały urozmaicone ukształtowanie okolicznych terenów. Kościół harmonijnie wpisuje się w ten krajobraz. Stoi na skraju wsi, nie jest otoczony zabudową mieszkalną i gospodarską. Od strony południowej wyniesienie z kościołem góruje nad rozległą łąką. Na dnie doliny usytuowane są dwie kapliczki (drewniana z I połowy XIX w. z rzeźbą św. Jana Nepomucena oraz słupowa św. Antoniego z lat 80. ub. w.).

Przed przygotowaniem wpisu o Uchaniach przejrzałem to, co napisałem o kościele w Turobinie. Zaproponowałem w nim trochę bardziej skomplikowaną formułę. Chciałem, żeby na renesansową świątynię spojrzeć nie tylko wrażeniowo, ale także edukacyjnie. Używałem więc sporo pojęć fachowych, przenosząc je na konkretne rozwiązania architektoniczne. Teraz stanąłem przed dylematem, czy tę formę powtórzyć. Zdecydowałem, że tak, ponieważ pozwala ona głębiej zrozumieć kunszt dawnych muratorów.

O renesansowym kościele w Turobinie pisałem w zachwytach. Kościół w Uchaniach w swoim obecnym kształcie jest datowany na 1625 rok, czyli powstał kilka lat później. I przy wielu podobieństwach, robi jeszcze większe wrażenie. Już pierwszy kontakt wzrokowy jest mocny, ponieważ usytuowano go na wzgórzu. Do świątyni podchodzimy długimi schodami w otoczeniu starych drzew, co powoduje zmianę perspektywy widzenia. Z każdym pokonanym stopniem przybliżamy się do fasady. Najpierw widzimy przede wszystkim jest szczyt, by na końcu stanąć przed kruchtą.

Fasada kościoła w dolnej części jest podzielona pionowymi pilastrami. Przestrzeń pomiędzy mini nazywa się fachowo przęsłami. Środkowe jest najszersze. W jego dolnej części znajduje się renesansowy portyk wsparty na dwóch filarach, z półkolistymi arkadami udekorowanymi tzw. plecionką. Do wnętrza wprowadza kamienny portal z napisem fundacyjnym, datą 1625 i herbem Sas. Po lewej i prawej stronie ponad portykiem przestrzeń pomiędzy pilastrami ozdobiona jest niszami muszlowymi.

Szczyt, czyli górna część fasady, również podzielony jest pilastrami. Jego zwieńczenie zakończono półkolistym przyczółkiem, z blaszaną postacią Matki Boskiej Niepokalanie Poczętej, patronki świątyni. Po bokach, charakterystyczne dla renesansu lubelskiego, dekoracyjne zdobienia zwane spływami wolutowymi. Z lewej i prawej strony szczyt zamykają dwie wysmukłe wieżyczki.

Rzut kościoła w Uchaniach z listowymi podziałami sklepienia

Spójrzmy teraz na plan kościoła. Jest on jednonawowy. Nawa przechodzi w nieco węższe prezbiterium, które od zachodu jest zakończone trójbocznie. Od północy  przylega do niego zakrystia. Nad nią umieszczono lożę kolatorską, czyli osobne miejsce przeznaczone dla fundatorów kościoła, w którym w czasie mszy byli oni odizolowani od wiernych. Dwie sześcioboczne kaplice, w zestawieniu z nawą i prezbiterium, nadają budowli plan krzyża.

Elewacje nawy i kaplic podzielone są pionowo płaskimi, prostymi w formie filarami. Są to tzw. pilastry toskańskie, które u góry zostały połączone poziomymi belkami z fryzem ozdobionym dekoracją stiukową. Pomiędzy pilastrami znajdują się ozdobne arkadowe wnęki z oknami. Całość jest proporcjonalna i spójna estetycznie. Nawiązuje do niej dzwonnica z 1912 r., w przestrzeń wkomponowuje się także stojąca nieco z boku  plebania.

Stiukowa dekoracja przypomina baldachim spływający z góry do podłogi

O kościele w Turobinie napisałem, że we wnętrzu renesansowe sklepienie przykrywa nas jakby baldachimem. Podobne jest w Uchaniach. Misterna, niemal koronkowa siatka sztukateryjnych zdobień sklepienia w nawie przechodzi w pilastry i spływa po nich na poziom podłogi. Obramienia okien mają  tzw. uszakowe ramy i zwieńczenia w postaci aniołów, lwów i delfinów.

Układ geometryczny dekoracji stiukowej nawy oraz kaplic bocznych jest analogiczny do tego w Turobinie. Istotna różnica sprowadza się do użytych barw. W Turobinie dekoracje sklepienia są brązowo-beżowe, natomiast w Uchaniach widzimy jasne kolory, z dominującą pastelową miętą.

Sklepienie prezbiterium ozdobiono rzadką siecią listew rozchodzących się od czterolistnego pola wypełnionego rozetą. Wyraźnie widoczne owalne pola były niegdyś wypełnione malowidłami. Ściany boczne są gładko otynkowane, bez pilastrów. Od sklepienia oddziela je efektowny, ozdobny fryz. Widoczne w ścianie północnej dwa wewnętrzne okna pozwalały fundatorom kościoła śledzić przebieg mszy ze wspomnianej wcześniej loży kolatorskiej.

Bogato dekorowane sklepienie sześciobocznej kaplicy

Najbogatszy wygląd mają dwie kaplice boczne. Wieńczą je tzw. latarnie, których zadaniem jest doświetlenie wnętrza oraz wydobycie stiukowych zdobień sklepienia. Pola owalne wypełniają tam herby: Sas, Radwan, Herburt i Topór (herby zostały także umieszczone na sklepieniu nawy). W polach w stiukowym obramieniu sześciokątów widzimy uskrzydlone główki anielskie. W pozostałych polach rozmieszczono różnorodne plakiety (m.in. wizerunki orłów, Słońca, Księżyca. Fryz kaplic i środkowego pola fasady urozmaicony jest ornamentami roślinnymi i główkami anielskimi. Pilastry są efektownie zdobione, pomiędzy nimi nisze i okna w efektownych obramieniach.

Wyposażenie wnętrza jest późniejsze od świątyni, pochodzi z XVII w. i ma charakter barokowy i rokokowy. Naszą uwagę skupimy na dwóch późnorenesansowych, piętrowych nagrobkach znajdujących się w nawie. Zwracają uwagę, ponieważ swoją wielkością przerastają otaczającą je przestrzeń. Obydwa mają bardzo dużą wartość historyczną i artystyczną.

Od strony południowej znajduje się podwójny nagrobek wykonany w warsztacie Santi Gucciego (wybitny architekt i rzeźbiarz pochodzenia włoskiego działający w Polsce w XVI w.). Rzeźba u góry przedstawia Arnolfa (zm. 1575), a u dołu Stanisława (zm. Ok. 1593) Uchańskich. Zmarli, ubrani w zbroje, wsparci są na łokciach, ze skrzyżowanymi nogami. Postaci obwiedziono ozdobną kamienną ramą z jońskimi pilastrami, zwieńczoną fantazyjnym szczytem z wazonami. W centrum znajduje się ozdobna tarcza herbowa.

Północna część nawy zdominowana jest przez podwójny nagrobek Pawła Uchańskiego, syna Arnolfa (zm. 1590) i jego żony Anny z Herburtów (zm. 1619). Jest on nieco późniejszy od poprzedniego, późnorenesansowy, z piaskowca, z alabastrowymi postaciami zmarłych i marmurowymi inkrustacjami. Pomnik ma aż 8 m wysokości, więc przysłania okno, a jego boki zachodzą na pilastry. Wykonany został w Pińczowie w warsztacie Tomasza Nikla.

Ponad cokołem, pomiędzy hermowymi pilastrami, na sarkofagu leży rzeźba zmarłej. Na wyższej kondygnacji, pomiędzy kolumnami widzimy na sarkofagu postać zmarłego w zbroi. W zwieńczeniu kartusz z herbami, a na samej górze trójkątny szczyt zwieńczony figurką Chrystusa Zmartwychwstałego.

Na nagrobku widoczne są dawne polichromie i złocenia. Niestety, rzeźby zmarłych, wykonane z kruchego alabastru, są częściowo zniszczone i wymagają prac konserwatorskich. Cały nagrobek jest bogato rzeźbiony. Dla uważnych obserwatorów mam zadanie specjalne – zachęcam do wypatrzenia w kamiennych dekoracjach wizerunków smoków. Jest tam ich sporo!

Kościół w Uchaniach jest perłą architektury. Przetrwał pięć wieków w kształcie, jaki nadali mu fundatorzy. Dzisiaj wciąż broni się przed nowoczesnością, mówi o trwaniu, a nie o pędzie do zmiany. Byłem w nim w niedzielę. Wierni postawili swoje auta na parkingu w dolinie. Wędrując pod górkę do świątyni zostawiali za sobą pośpiech, zwalniali.

Podobnie jak w Turobinie zadziwia mnie kunszt Jana Wolffa. Od aniołków po smoki, od prostego fryzu po fantazyjne lambrekiny, od geometrycznych podziałów przestrzeni po esy-floresy i zawijasy. Wszystko to połączone w spójną całość, ponadczasową, oryginalną, oddziaływującą emocjonalnie.

Warto wiedzieć więcej:

Nieopodal kościoła znajduje się zrujnowany dwór z 1874 r. Otaczają go resztki parku, z zachowanym starodrzewem. Od dworu aleja prowadzi w stronę wzgórza zwanego Zamczyskiem.

Budowę zamku w Uchaniach rozpoczęto pod koniec XV w. W 1570 r. dobra objęła rodzina Uchańskich herbu Radwan, którzy rozbudowali zamek dostawiając skrzydło zachodnie do istniejącego budynku oraz wznosząc mur obronny. W XVII w. założenie obronne zostało przekształcone w rezydencję mieszkalną. Wiadomo, że pod koniec XVIII w. zamek był zrujnowany. W 1810 r. rozebrano jego pozostałości. Obecnie odnaleźć można ślady fosy i resztki cegieł. Miejsce jest trudno dostępne i niewarte odwiedzenia.

Warto zobaczyć w okolicy:

Głęboka Dolina – dzika i nieznana debra

Wojsławice – uroda małego miasteczka

Baraniec – wąwóz, w którym bywał ks. Stefan Wyszyński

Wojsławice – uroda małego miasteczka

Top 10 – miejscowości

Top 10 – synagogi

Formalnie są wsią, ale trudno jest tak określać Wojsławice. Rozległy rynek z reprezentacyjnym ratuszem, zabytki czy zagospodarowanie przestrzeni publicznej podpowiadają nam raczej, że mamy do czynienia z miastem. A jednak nie! Używać więc będę określenia miejscowość.

Po niedzielnej mszy

W słoneczne niedzielne przedpołudnie życie skupia się w barokowym kościele. Po mszy są rozmowy, lody, napoje. Po chwili wszystko cichnie, mieszkańcy rozchodzą się do domów, auta odjeżdżają z parkingu, a w kościele zostaje tylko kilka osób. Takim rytmem żyją małe miejscowości. W południe pozwalają na spacer niemal pustymi uliczkami i kontemplację otoczenia w spokoju i ciszy.

Wojsławice są jedną z tych miejscowości na Lubelszczyźnie, w których po wydarzeniach wojennych i powojennych zachowały się ślady trzech kultur. Jest kościół katolicki, cerkiew i synagoga. Są też ślady dawnej zabudowy małomiasteczkowej – domy z podcieniami. 

Charakterystyczne domy podcieniowe w Rynku

Jeszcze w międzywojniu te podcienia wprowadzały do małych pomieszczeń handlowych i usługowych. Obecnie szyldów już prawie nie ma, ale są jeszcze mieszkańcy, pogodzeni w jakoś sposób z tym, że nie mają współczesnych wygód. Na stronie Teatru NN odnajduję stare zdjęcie tej zachowanej pierzei rynkowej i fragment opisu, który cytuję: „W 1860 roku Wojsławice liczyły 38 domów drewnianych. Drewniane domy podcieniowe w układzie kalenicowym istniały w Wojsławicach jeszcze w okresie międzywojennym. Znajdowały się w zachodniej i północnej pierzei rynku. Później zaczęto je stopniowo wyburzać i zastępować domami murowanymi. Do dziś przy zachodniej pierzei rynkowej częściowo zachowało się kilka drewnianych domów podcieniowych. Są to tzw. domy wąskofrontowe, pierwotnie utrzymane w układzie szczytowym, kryte dachami dwuspadowymi. Układ uległ zatarciu na skutek licznych odbudów miasta po pożarach”.

Rynek w Wojsławicach – zbiory Teatru NN

Na starym zdjęciu widzimy dawne małomiasteczkowe życie – stragany, furmanki zaprzężone w konie, sprzedających i kupujących ludzi, dzieci, no i oczywiście dachy domów podparte drewnianymi słupami. Tej rzeczywistości już nie ma, jest tylko jej ślad pozwalający tropić przeszłość. Rynek został wybrukowany, a uliczny handel zastąpiła Biedronka, na szczęście postawiona przy drodze wylotowej. Jednak przeszłości, barwnej tylko na czarno-białym zdjęciu, nie należy apoteozować. Był to czas biedy, chorób, małych perspektyw życiowych, braku wykształcenia i bardzo złego stanu sanitarnego.

Wizualizacja komputerowa Rynku w XVIII wieku

Wyidealizowana (może lepszym słowem będzie wypreparowana)  rekonstrukcja graficzna dawnych Wojsławic znajduje się pod linkami: https://sketchfab.com/3d-models/wojsawice-w-18-wiekuwojsawice-in-18th-century-817ed338024e4b37a29c1e22d8c71be5 oraz  Wojsławice w latach 30 XX wieku – 3D model by Grodzka Gate – NN Theatre Centre (@Brama_Grodzka) [2979aad] (sketchfab.com) – warto tam zajrzeć, bo widoki dają poglądowe wyobrażenie o lokalnej architekturze i układzie urbanistycznym.

Należy podkreślić, że zachodnia pierzeja Rynku w Wojsławicach jest jedynym na Lubelszczyźnie zachowanym przykładem dawnej zabudowy tego typu. Na osobne wyróżnienie zasługuje zamykający ją budynek pod numerem 59, określany jako dom szewca Fawki. Wiadomo, że został wybudowany w latach 20. ub. wieku. W Wojsławicach stoi opuszczony, natomiast w Lublinie, w Muzeum Wsi Lubelskiej, powstała jego replika. Nazwa domu ma korzenie przedwojenne. Mieszkała w nim wówczas rodzina żydowskiego szewca i handlarza skórami Fajwła Szylda (1900–1942), zwanego Fawką. Po II wojnie światowej drewniany budynek został przejęty przez państwo, potem sprywatyzowany. Kontrast pomiędzy zmęczonym oryginałem i jego lubelską współczesną kopią podpowiada, jak ciekawie i wartościowo mógłby wyglądać wojsławicki Rynek po rewitalizacji.

Podcieniowy dom przy Rynku 80 sąsiaduje z rzędem współczesnych budynków

Ciekawy, ponieważ prawie oryginalnie zachowany ślad dawnej zabudowy Wojsławic znajdziemy przy Rynku 80. Budynek stoi na krańcu południowej pierzei tuż przy rzędzie współczesnych szeregowców mieszkalnych. Jest przytłoczony mini i jakby tam niechciany. Od frontu zwraca uwagę podcieniem, które wspierają cztery otynkowane filary oraz dwuspadowym dachem z drewnianym szczytem. Całość z trudem dźwiga ciężkie eternitowe pokrycie, ale to właśnie ono chroni dom przed deszczami, wilgocią i ostateczną rujnacją. Na tyłach obejścia zachowała się ponadto stara, drewniana stodoła.

Osobliwością Wojsławic jest to, że Rynek obejmuje nie tylko główny plac wokół ratusza, ale także przyległe uliczki. W ten sposób przy Rynku stoi i barokowy kościół, i cerkiew, i synagoga.

Kościół pw. Św. Michała Archanioła powstał w późnym renesansie, ale cechy pierwotnego stylu zostały zatarte przez liczne przebudowy. Nieduża, jednonawowa świątynia ma przed fasadą dwie charakterystyczne przybudówki i szczyt zdobiony barokowymi załamaniami. Wewnątrz prezbiterium, nawa i dwie boczne kaplice mają charakter barokowy.  W ołtarzu głównym, który powstał po 1736 r. znajduje się rzeźba Chrystusa Ukrzyżowanego z XVII w, ponad nią obraz Chrystusa Miłosiernego z XIX w. i cztery rzeźby przedstawiające anioły.

W otoczeniu kościoła, obwiedzionego murem, znajduje się dzwonnica z XVIII w., a tuż obok, pod adresem Rynek 4, stoi wpisana do rejestru zabytków plebania z poł. XIX w. Obecnie jest opuszczona, z tabliczką, że grozi zawaleniem.

Cerkiew w Wojsławicach. Na pierwszym planie dzwonnica

Murowana cerkiew znajduje się w pobliżu kościoła. Nie jest znacząca pod względem architektonicznym, ale wpisuje się w dzieje Wojsławic. Z artykułu zamieszczonego na stronie internetowej Teatru NN wynika, że w 1921 r. w Wojsławicach było 1187 wiernych katolickich, 444 prawosławnych, 835 wyznania mojżeszowego i 3 ewangelickich. Wyznawcy prawosławia zamieszkiwali głównie okolice miasteczka, a nie jego centrum.

Cerkiew pw. Kazańskiej Ikony Matki Bożej i św. Proroka Eliasza została wzniesiona w latach 1771–1774 w konwencji barokowej. Ostatni wierni zostali przesiedleni do ZSRR w latach 40. ub. wieku. Po II wojnie światowej budynek był użytkowany jako magazyn chemikaliów, co spowodowało nieodwracalne zniszczenia we wnętrzu. Cerkiew można zwiedzić kontaktując się z gminną biblioteką w godz. 8-16, z wyjątkiem niedzieli. Numer telefonu jest podany na drzwiach cerkwi. Obok cerkwi na pocz. XX w. wzniesiono dzwonnicę z czerwonej cegły.

Dawna synagoga, obecnie mieści Izbę Tradycji Ziemi Wojsławickiej

Trzecim obiektem o znaczeniu religijnym jest dawna synagoga, obecnie zamieniona na Izbę Tradycji Ziemi Wojsławickiej. Ekspozycja nie jest poświęcona wyłącznie historii tamtejszej społeczności żydowskiej, ale pokazuje przeszłość w kręgu trzech religii. Wystawa w sierpniu była otwarta w soboty i niedziele w godz. 12-17. Kartka na drzwiach sugerowała, że poza okresem wakacyjnym te godziny mogą być inne.

Miejsce po dawnej bimie otoczone jest wystawą obrazująca dzieje Wojsławic

W synagodze nie zachowało się dawne wyposażenie – podobnie jak cerkiew była przez lata użytkowana i jednocześnie niszczona, służąc za magazyn. Stała ekspozycja, która zajmuje dawną salę modlitwy, otacza współczesną birmę z lustrzaną podłogą. Odbija się w niej sufit, przez co powstaje złudzenie optyczne głębokiej studni, w której zwiedzający mogą się przejrzeć.

Użyłem przed chwilą sformułowania w kręgu trzech religii, aby uwypuklić, w jaki sposób wystawa została opracowana. Ekspozycja ułożona jest w kręgu otaczającym miejsce po birmie. Zwiedzamy ją zarówno od strony wewnętrznej, jak i zewnętrznej. Nie jest to muzeum, bowiem oryginalnych pamiątek z przeszłości jest raczej niewiele. Towarzyszą im opisy, dawne zdjęcia, fotokopie, mapy.

Oprowadza mnie pani Anna. To, co widzimy na wystawie, przeplata się w jej opowieści z wątkami literackimi. Słyszę o Henryku Sienkiewiczu. Podobno pod wrażeniem okolicznych wąwozów opisał miejsce, w którym mieszkała wiedźma Horpyna w Ogniem i mieczem (w powieści jest to Czarci Jar w okolicy wsi Wołodyka na terenie dzisiejszej Mołdawii). Drugi literacki wątek dotyczy powieści Andrzeja Pilipiuka o Jakubie Wędrowyczu, których akcja rozgrywa się w Wojsławicach.

Trzecie odwołanie literackie dotyczy Olgi Tokarczuk i Ksiąg Jakubowych. Osią fabuły jest historia sekty łączącej w sobie elementy chrześcijaństwa i judaizmu, która zrodziła się na Podolu w poł. XVIII wieku z inicjatywy Jakuba Lejbowicza Franka (1726–1791) i zyskała dość dużą popularność na terenach ówczesnej Rzeczpospolitej. W Wojsławicach frankiści, współdziałając z miejscowym dworem, doprowadzili do fałszywego oskarżenia grupy Żydów o mord rytualny. W efekcie wykonano okrutne wyroki śmierci, a społeczność żydowską z miasteczka przepędzono. Dokładny opis tej historii znajduje się pod linkiem: https://shtetlroutes.eu/pl/wojslawice-przewodnik/

Kapliczka wotywna przy wyjeździe w stronę wsi Uchanie

Żydzi w odpowiedzi rzucili na Wojsławice klątwę. W 1763 r. w miasteczku wybuchła epidemia czarnej ospy. Śmiertelna choroba dotykała przede wszystkim frankistów. Marianna Teresa Potocka z Daniłowiczów, która współpracowała z nimi i bezpośrednio ingerowała w fałszywe oskarżenia wobec społeczności żydowskiej, ufundowała pięć kapliczek wotywnych, które stoją po dziś dzień i są charakterystycznym elementem pejzażu Wojsławic.

Zamek Potockich istniał do końca XVIII w. Później, ok. 350 metrów na płn.-wsch. od niego, wzniesiony został pałac rodu Poletyłów, którego ruiny zostały rozebrane pod koniec lat 50. ub wieku. Obecnie na terenie tym znajduje się szkoła, a poniżej niej staw ze starym młynem, tężnią oraz małą wiatą koncertową.

Opisałem główne zabytki Wojsławic, ale chcę podkreślić, że składają się one w pewną szczególną całość z pozostałą, dawną zabudową. Przy uliczkach stoją niewielkie drewniane domki, rzadziej murowane, przeważnie zniszczone, niektóre przyozdobione osobliwymi szyldami, z dziwnymi starymi elewacjami, niestety w części opuszczone. Taka teraźniejszość małego miasteczka, jego współczesna uroda i magia.

Warto zobaczyć w okolicy:

Głęboka Dolina – dzika i nieznana debra

Uchanie – renesans w małym miasteczku

Baraniec – wąwóz, w którym bywał ks. Stefan Wyszyński

Głęboka Dolina – dzika i nieznana debra

Top 10 – wąwozy

Top 10 – rezerwaty

Głęboka Dolina zaciekawi miłośników miejsc nieodkrytych. Można mieć niemal pewność, że nie spotkamy tam nikogo, chyba że drwali wycinających fragment pięknego lasu, co ostatnio zdarza się nagminnie. Uważam, że jest to najdzikszy i zarazem jeden z najdłuższych wąwozów na Lubelszczyźnie. Będziemy się przedzierać przez powalone drzewa i konary, a być może także lepić się w błocie. Moim zdanie warto!

Tę wyprawę polecam tylko osobom, które gotowe są ponieść rzeczywisty trud wędrowania. Wierzę, że niezwykłość i niepowtarzalność tego miejsca zrekompensuje ten wysiłek i pozwoli zobaczyć miejsce niezwykłe, znajdujące się na obszarze Skierbieszowskiego Parku Krajobrazowego.

Kamienny woj

Już aby wejść do wąwozu, trzeba się trochę natrudzić. Samochód radzę zostawić na niewielkim parkingu przy postoju turystycznym. Znajduje się on na obrzeżach wsi Kukawka. Łatwo go dostrzec, ponieważ przy asfaltowej drodze łączącej Krasnystaw z Telatynem (844) strzeże go kamienny woj, zwiastun gminy Wojsławice.

Zaniedbane miejsce biwakowe, na drugim planie widać szlaban

Od parkingu do wylotu wąwozu jest niespełna półtora km. Idziemy ubitą drogą leśną służącą do transportu kłód drewna. Rowerem można podjechać nieco dalej, mijając metalowy szlaban postawiony na skraju lasu. Otacza nas las bukowo-sosnowy, ze starodrzewiem rosnącym na terenie pofałdowanym i poprzecinanym lessowymi wąwozami. Nasza trasa poprowadzi wąwozem, przejście ma niespełna 1,5 km w jedną stronę.

Buczyna sprawia, że najpiękniej Głęboka Dolina wygląda w słoneczny jesienny dzień, gdy liście drzew żółcą się i czerwienieją. Wtedy jest magia, niespotykana w żadnym innym miejscu. Moja ostania wyprawa w to miejsce była w drugiej połowie lata, po deszczu. Było jeszcze zielono, trochę grząsko pod nogami, ale na szczęście bez kałuż, gzów i komarów. Promienie słońca prześwitywały przez konary drzew i rozbłyskiwały na skarpach.

Plan grodziska

Po drodze do wąwozu, po lewej stronie drogi mijamy nieco ukryty w chaszczach znak zbytku. Wskazuje on miejsce grodziska Bończa, datowanego na okres wczesnego średniowiecza. Nazwa jest współczesna, od wsi, na której gruntach się znajduje. Majdan grodziska o średnicy ok. 50 m i powierzchni około 18 arów otacza wał ziemny. Od wschodu znajdował się wjazd do grodu, być może podwójnie umocniony. Cały obszar porastają obecnie drzewa i krzewy. Gdy w nie wejdziemy dawne grodzisko będzie dobrze widoczne ze względu na wyraźne wyniesienie terenu. W odległości ok. 200 m dalej napotkamy nie mający nazwy ciek wodny. Do grodziska można dotrzeć również od tej strony, idąc pod jego prąd, czyli w lewą stronę.

Wejście do wąwozu i od razu pierwsza przeszkoda do pokonania

Dolną część wąwozu i zarazem wejście do niego odnajdziemy po prawej stronie drogi. Jest tam wyraźne obniżenie terenu. Tuż przy nim w skraju drogi są dwa dość wysokie pieńki drzew, a po przeciwnej stronie drogi paśnik dla zwierzyny.

Wąwozy, takie jak Głęboka Dolina, nazywane są derbami. Określa się tak suche doliny o stromych zboczach i wąskim dnie. Słowo to lokalnie jest często używane. Dodajmy, że zupełnie innym typem wąwozu są głębocznice. Początkowo powstawały one naturalnie, ale ich ostateczny kształt jest wynikiem działalności ludzi, ponieważ dno zostało wydeptane i wyjeżdżone kołami wozów, często jest też utwardzone kamieniami.

Przejście wąwozem wymaga wysiłku i ma charakter surwiwalowy, może z wyjątkiem samodzielnego zdobywania pożywienia. Podchodzimy lekko pod górę. Jesteśmy w tzw. wąwozie dolinnym. Powstaje on w sposób naturalny w wyniku spływu wód deszczowych wód roztopowych. Ma liczne rozgałęzione odnogi, dość wąskie dno i strome ściany układające się w kształcie litery V.

Liczne powalone drzewa

Dzikość miejsca zaznacza się poprzez liczne powalone drzewa przegradzające drogę lub tworzące naturalne bramy, splątane suche konary, naturalną roślinność porastającą zbocza, cały czas widoczne tropy dzikich zwierząt. Nad nami góruje las bukowo-sosnowy, korony drzew zamykają niebo. W dwu miejscach przejście było tak niedostępne, że musiałem wspiąć się po skarpie i ominąć przeszkodę górą. Po drodze natrafiłem na lisią jamę i stado saren.

Droga w górę jest dość wyraźna. Widzimy główny trzon wąwozu i odchodzące od niego odnogi. Wąwóz kończy się wypłyceniem w pięknym bukowym lesie. Jest tam paśnik z solanką. W drodze powrotnej, w dwu miejscach, można mieć wątpliwości, gdzie skręcić na rozstaju. Zasada jest taka, że cały czas należy kierowac się w lewo.

Na tym rozstaju w drodze powrotnej trzeba skręcić w lewo, choć dno wąwozu jest nie do przejścia i trzeba wędrować trawersując jego zbocze.

Z wąwozu wyszedłem spocony, trochę podrapany i jednocześnie zachwycony pięknem i dzikością tego miejsca. Zrozumiałem, dlaczego miejscowe wąwozy zainspirowały Henryka Sienkiewicza do opisania miejsca, w którym mieszkała wiedźma Horpyna z powieści Ogniem i mieczem (w powieści jest to Czarci Jar w okolicy wsi Wołodyka na terenie dzisiejszej Mołdawii). Szerzej będzie o tym w poście poświęconym Wojsławicom.

Warto zobaczyć w okolicy:

Wojsławice – uroda małego miasteczka

Uchanie – renesans w małym miasteczku

Baraniec – wąwóz, w którym bywał ks. Stefan Wyszyński

Baraniec – wąwóz, w którym bywał ks. Stefan Wyszyński

Top 10 – wąwozy

Na Lubelszczyźnie są trzy miejsca wyjątkowo bogate w lessowe wąwozy. Powszechnie znane są okolice Kazimierza Dolnego (zob. wpisy: Najważniejsze kazimierskie wąwozy  oraz W labiryncie wąwozów: Parchatka – Zbędowice), nieco mniej Szczebrzeszyna (zob. wpis. Szczebrzeszyn – w plątaninie wąwozów Piekiełko), a niemal zupełnie głębokie jary kształtujące powierzchnię Skierbieszowskiego Parku Krajobrazowego. Proponuję pierwszą z wypraw w te okolice, do Barańca.

Mapa wskazująca parking, przy którym znajduje się wejście do wąwozu – wędrować należy czarnym szlakiem w kierunku płd.

Wejście do wąwozu odnajdziemy w połowie drogi pomiędzy wsiami Żułów i Drewniki, przy szosie łączącej Kraśniczyn ze Skierbieszowem i dalej z Zamościem. Baraniec to lokalna nazwa lasu porozcinanego malowniczymi wąwozami.

Wejście do wąwozu Baraniec

Wędrując wąwozem w dół dojdziemy do kapliczki upamiętniającej pobyt w klasztorze w Żułowie ks. Stefana Wyszyńskiego, późniejszego kardynała, który ukrywał się tam przed Niemcami od listopada 1941 roku do czerwca 1942. Wąwóz, w którym jesteśmy, często odwiedzał, udzielał tu także sakramentów partyzantom AK Rejonu Skierbieszów.

Ks. Stefan Wyszyński przyjechał po raz pierwszy do Żułowa w lipcu 1928 r. Korzystając z gościny miejscowej parafii pisał pracę doktorską, którą następnie kończył tu od stycznia do czer­wca następnego roku. Po raz kolejny przyjechał do Żułowa w październiku 1941 r., po wyjeździe z Zakopanego, gdzie został rozpoznany przez hitlerowców. W okolicach Skierbieszowa pomagał siostrom Franciszkankom przy organizowaniu Zakładu dla Niewidomych, który zaczęto tworzyć we wrześniu 1939 r. (działa on do tej pory). Ks. Wyszyński mieszkał w małym pokoju w suterenie budynku dworskiego. Prowadził pracę duszpasterską i naukową, brał udział w tajnym nauczaniu, pomagał w robotach polowych.

Kapliczka upamiętniająca ustne przekazy o pobycie w tym miejscu ks. Stefana Wyszyńskiego

Zachowane wspomnienia odnotowują: „Zawsze chodził w sutannie, a gdy siostry prosiły aby dla bezpieczeństwa podróżował w świeckim ubraniu odpowiadał: „nie na to włoży­łem sutannę, by ją zdejmować (…). Z tego okresu znany jest jeszcze jeden fakt. Ks. Stefan Wyszyński modląc się samotnie na wiejskich bezdrożach w okolicy Żułowa usłyszał krzyk docho­dzący z chałupy „rezerwistki” potępianej przez całą wieś za złe prowadzenie się. Przez uchylone drzwi ujrzał leżącą w barłogu brzemienną kobietę. Była bli­ska rozwiązania. Na zorganizowanie jakiejkolwiek pomocy było już za późno. Kobieta zdołała uchwycić się kurczowo sutanny księdza. Błagała, aby jej nie opuszczał. Resztkami sił zdobyła się na urodzenie dziecka. Kapłan, który po raz pierwszy w życiu zna­lazł się w takiej sytuacji, musiał być położną i pielę­gniarką. Nigdy nie że dane Mu będzie przeżyć tak realnie tajemnicę Nawiedzenia” (cytat za: Śladami ks. Stefana Wyszyńskiego).

Miejsce nieopodal kapliczki, w którym zbiegają się dwa wąwozy

Kapliczka została  poświęcona w czerwcu 2010 r. Miejsce jest malownicze. Zbiegają się w nim dwa wąwozy, bije źródło zasilające niewielki staw, przygotowano miejsce na ognisko oraz ławki dla wiernych.

Przez wąwóz prowadzi czarny szlak pieszy nazwany Śladami Księdza Stefana Wyszyńskiego. Ma on 29,5 km. Rozpoczyna się w  Żułowie,  przechodzi m.in. przez Skierbieszów i Łaziska, a kończy się w Sławęcinie.

Warto wiedzieć więcej:

Skierbieszowski Park Krajobrazowy

Skierbieszowski Park Krajobrazowy powstał w 1995 r. na powierzchni ponad 35 tys. ha. Obejmuje tereny gmin: Skierbieszów, Izbica, Kraśniczyn, Krasnystaw, Grabowiec, Miączyn, Sitno oraz Stary Zamość.

Obszar parku ma bardzo interesując, falisto-pagórkowatą rzeźbę terenu Działów Grabowieckich, mezoregionu wchodzącego w skład Wyżyny Lubelskiej. Najwyższe wzniesienie ma wysokości ponad 311 m n.p.m. i ok. 100 m wysokości względnej. Wzgórza zbudowane są ze skał kredowych i opoki, które pokryte są warstwą lessu. Pasma wzgórz rozdzielają dwie doliny płynących południkowo rzek Wolicy i Wojsławki (dopływy Wieprza).

Geolodzy wyróżniają na terenie SPK trzy poziomy tzw. zrównań, czyli powierzchni cechujących się niewielkimi wysokościami względnymi:
– wierzchowinowy – powyżej 270 m n.p.m.,
– średni poziom wyżynny – 270 – 220 m n.p.m.,
– najniższy – poniżej 220 m n.p.m., kształtowany przez doliny rzeczne.

Lasy zajmują ok. 20 proc. powierzchni SPK. Utworzono pięć rezerwatów przyrody: Broczówka, Łaziska, Pańska Dolina, Sulmice, Głęboka Dolina oraz kilka użytków ekologicznych, m.in.: jezioro k. Kraśniczyna oraz wąwozy pod Anielpolem i Brzezinami. Najcenniejsze zabytki to: kościół w Skierbieszowie (XVII w.), w Bończy (XVI w.) i w Orłowie Murowanym (1 poł XX w.), zespoły pałacowe i dworskie w Kalinówce (XIX w.), Łaziskach (XX w.), Surhowie (XIX w.), Orłowie Murowanym (XIX w.) oraz zespół zabytkowych zabudowań we wsi Brzeziny.

Warto zobaczyć w okolicy:

Głęboka Dolina – dzika i nieznana debra

Uchanie – renesans w małym miasteczku

Wojsławice – uroda małego miasteczka