Powiśle – kraina sadów, chmielników i wielkiej wody

Top 10 – nieodkryte

Opisywane tutaj Powiśle Lubelskie obejmuje obszar wzdłuż lewego brzegu Wisły pomiędzy miejscowościami Kamień i Wilków. Jest to obszar, po którym przebiegało niegdyś koryto rzeki, zalewany regularnie w czasie podwyższonego stanu wody. W efekcie wytworzyły się tu żyzne mady, a okoliczna gospodarka opiera się głównie na rolnictwie. Przed powodziami chroni okolicę wał, jednak jest on stale narażony na przerwanie. Stało się tak ostatnio w 2010 r., kiedy to zatopieniu uległy 23 wsie i hektary upraw.  

Nadwiślańska uprawa chmielu
Nadwiślańska uprawa chmielu

Obok dobrych gleb uprawom rolnym sprzyja na Powiślu łagodny mikroklimat i przedłużony sezon wegetacyjny. Korzystne warunki pozwoliły na rozwinięcie sadownictwa oraz uprawy chmielu.

Kwitnące jabłonie w sadzie w okolicach Wilkowa
Kwitnące jabłonie w sadzie w okolicach Wilkowa

Podróż po Powiślu to przejazd wąskimi, krętymi drogami wśród sadów i chmielników. Tworzą one niepowtarzalny klimat od wiosny do jesieni. Bardzo duże wrażenie sprawia wizyta na nadwiślańskim wale przeciwpowodziowym. Uzmysławia on, jakie zagrożenie stanowi wezbrana rzeka dla okolicznych terenów.

Wycieczkę rowerową, samochodową lub motocyklową proponuję zacząć od Wilkowa. jest to wieś – siedziba gminy w Kotlinie Chodelskiej, w odległości ok. 1,5 km od Wisły, a nad rz. Wrzelowianką.

W roku 1625 Wojciech Głuski, właściciel Wilkowa, ufundował tam murowany kościół. Istniała przy nim szkoła parafialna i przytułek dla pięciu ubogich. Po pożarze kościół odbudowano i ponownie konsekrowano w 1781 r. Potem był jeszcze kilkakrotnie podnoszony z ruin.

Zalany kościół w Wilkowie
Zalany kościół w Wilkowie (źródło: gizycko.wm.pl)

Powodzie od zawsze trapiły Wilków. Kroniki zachowały wiadomość o wielkim wylewie Wisły, który ogarnął okolicę w 1833 r.; tę pamiętną datę wyryto również na bramce kościoła – pokazuje ona poziom, do którego sięgała wówczas woda.  Po jej ustąpieniu koryto rzeki odsunęło się od wsi na zach. Skalę zagrożenia częstymi powodziami obrazuje relacja ks. Boniewskiego z pobytu w Wilkowie, około 1845 r.: „tu widziałem u każdego z mieszkańców tej wsi czółno obszerne wyrobione, które w czasie wylewu Wisły zabiera się każdy z familią i upływa na najbliższy pagórek jaki znaleźć może. Wiele bydła staje się często pastwą rozhukanej fali, która w swych wnętrznościach wszystko zatapia”. Częste powodzie wymagały nieustannych napraw kościoła i budynków plebańskich, przez co pozostawały one długo w złym stanie. W roku 1848 budynki parafialne uległy całkowitemu zniszczeniu, wobec czego proboszcz zamierzał opuścić parafię.

Z początkiem XX w. posiadacze dużych dóbr w okolicy – Kleniewscy, m.in. właściciele cukrowni w Zagłobie i współudziałowcy cukrowni opolskiej – doprowadzili do Szczekarkowa, Wilkowa i Kępy Choteckiej linię kolejki wąskotorowej, początkowo z drewnianymi torami; wagoniki ciągnęły konie.

Kościół w Wilkowie
Kościół w Wilkowie

Główny zabytkiem Wilkowa jest wspomniany już kościół parafialny. We wnętrzu – późnorenesansowe sztukaterie w typie renesansu lubelskiego, w ołtarzu głównym – rzeźba Chrystusa na krzyżu z XVIII w., w bocznych – z prawej obraz św. Floriana, z lewej – Przemienienia Pańskiego. Polichromie wykonał w l. 1975–1976 toruński artysta Alojzy Goss.

O powstaniu kościoła mówi legenda. Wedle niej w miejscu dzisiejszego kościoła było przed laty rozlewisko Wisły, a na cyplu niewielkiego wzniesienia, cuplem zwanym w miejscowej gwarze, stała kapliczka flisaków, spod której wyruszali na każdy spływ rzeką do Gdańska i modlili się o szczęśliwy powrót do domu. Tymczasem ludność Wilkowa i okolic postanowiła wybudować kościół. Poczęto gromadzić materiały budowlane, a te ginęły w niewyjaśniony sposób. Wreszcie ktoś odnalazł wszystkie koło kapliczki flisaków. Przeniesiono je zatem na miejsce planowanej budowy, ale znowu w cudowny sposób znalazły się na cuplu. Uznano to za znak Boży i właśnie na miejscu kapliczki powstał wilkowski kościół.

Po sąsiedzku zwraca uwagę charakterystyczna bryła tzw. powiślaka, czyli zajazdu z karczmą,  zbudowanych po 1850 r., i nieco dalej – strażnicy pożarnej z 1880 r.

2 km na płn. Zastów Karczmiski, 3 km Zastów Polanowski, 6 km Podgórz

Droga prowadzi przez chmielniki i sady oraz tonące w zieleni rozrzucone gospodarstwa, zajmujące tereny wiślanej akumulacji. Czerwony szlak rowerowy przebiega u podnóża Skarpy Dobrskiej (zob. Skarpa Dobrska – wąwozy i niezapomniane widoki). Możliwy jest dojazd autem lub motocyklem drogą asfaltową.

Zastów Karczmiski, pod pierwotną nazwą Zaszczytów (zaszczytnicy – rycerze), dokumenty wymieniają po raz pierwszy w 1470 r. Stanowił wówczas własność szlachecką, a dzierżyli go Jan i Mikołaj Kazimierscy. Zastów Polanowski, również pod pierwotną nazwą Zaszczytów, jest wymieniany w 1488 r. jako własność królewska. Obie wsie często niszczyły  powodzie. We współczesnej zabudowie zachowały się pojedyncze domy drewniane z l. 80. XIX w. i nieco późniejsze oraz z l. 20. XX w.

 

Podczas powodzi z 2010 r. wodę sięgała nawet do 2 m
Podczas powodzi z 2010 r. woda sięgała nawet do 2 m (źródło: gizycko.wm.pl)

W maju 2010 r. to właśnie w Zastowie Wisła przerwała wał i zalała okoliczne miejscowości. W czasie powodzi, która dotknęła Polskę pod wodą znalazło się 90 procent powierzchni gminy. Zalane zostały 23 wioski na powierzchni ponad 70 km kw. Woda przedarła się także do sąsiedniej gminy Łaziska. Usuwanie skutków tragedii trwało kilka lat. Remonty wymagały niemal wszystkie budynki mieszkalne, gospodarcze i publiczne, drogi, mosty, uprawy.

Podgórz jest pięknie położoną wsią u ujścia do Wisły rz. Chodelki, podcinającej tu płn.-zach. krawędź Skarpy Dobrskiej. Należy do starych miejscowości nadwiślańskich – po raz pierwszy występuje w dokumentach w 1409 r., potem często wymiennie używają one nazwy Podgorze. Wieś leży na styku doliny Wisły, Równiny Bełżyckiej i Kotliny Chodelskiej. Po przekroczeniu w Podgórzu mostu na Chodelce należy pójść w górę skarpy (nie zaś dołem wzdłuż niej). Na odcinku od 500 m do 1 km otwierają się tam dalekie, niezapomniane widoki na zach., płd.-zach. i płn.-zach. W dobrą pogodę widać nie tylko panoramę doliny wiślanej i miejscowości na Równinie Radomskiej, ruiny janowieckiego zamku, Kazimierz Dolny. Na cyplu znajduje się grodzisko wczesnośredniowieczne, datowane na VIII-IX w., z jednej strony chronione przez urwistą skarpę, z drugiej zaś przez wał obronny i fosę.

1 km Kępa Chotecka, 5 km Kępa Gostecka

W Wilkowa najlepiej jest dojechać tam czerwonym szlakiem rowerowym. Będzie on biegł wzdłuż Wisły. Automobiliści i motocykliści mogą pokonać trasę korzystając z równoległej drogi asfaltowej

Otoczenie_Goszczy_na_mapie_z_XVIII_w
Okolica obecnej Kępy Gosteckiej na mapie z XVIII w. z widocznymi wyspami

Kępa – miano takie noszą wyspy na rzece, które z czasem stały się terasami nadrzecznymi, stąd też często powtarzające się nad Wisłą dwuczłonowe nazwy wsi i przysiółków, które się na nich rozwinęły; drugi człon zwykle tworzy nazwa urobiona od najbliższej miejscowości. W obszarze Małopolskiego Przełomu Wisły wokół kęp wytwarzały się na ogół dwa nurty – słabszy i mocniejszy. (W związku z ograniczeniem koryta, zamkniętego przez wysokie skarpy przełomu, czasem tych nurtów było kilka, jak np. w Kotlinie Chodelskiej, gdzie materiał skalny jest mniej odporny). W wyniku meandrowania, często też po wiosennych zatorach lodowych, jeden z nurtów w ciągu lat stopniowo zanikał; powodowała to również nierzadko działalność człowieka polegająca na stawianiu odpowiednich zapór.

Kepa Chotecka – wioska nad Wisłą, ma niespełna 200 mieszkańców. Warto ją odwiedzić ze względu na malowniczy brzeg rzeki, zabezpieczony przeciwpowodziowo. Czerwony szlak, który spotkaliśmy w Wilkowie dochodzi tam do niego i dalej podąża wzdłuż wału malowniczą drogą.

Wisła w Kępie Gosteckiej
Wisła w Kępie Gosteckiej

Kępa Gostecka – w przeszłości była to wyspa na Wiśle. Wschodnie ramię rzeki prowadziło małe ilości wody i z czasem zostało odcięte od głównego nurtu Wisły . Po zbudowaniu ostróg w celu odepchnięcia nurtu i zatrzymaniu erozji brzegu od połowy XX w. Kępa przestała być wyspą, łącząc sie z wschodnim brzegiem. Przeprawa promowa.

Kępa Gostecka jest następczynią dużej, stanowiącej siedzibę parafii, a zaginionej wsi Goszcza, która sąsiadowała z Braciejowicami, Zakrzowem i Jerentowicami. Dokumenty mówią o lokacji Goszczy w 1317 r. na prawie średzkim, które w 1330 r. zostało zamienione na magdeburskie. W XV w. wieś przeszła w posiadanie benedyktynów z klasztoru łysogórskiego. Zmiany koryta Wisły i jej wylewy doprowadziły stopniowo w XV i XVI w. do zniszczenia wsi, z której w 1786 r. została tylko jedna chałupa. Niejako w zamian benedyktyni założyli w 1789 r. nową osiadłość, właśnie Kępę Gostecką.

Miejsca, w których znajdują Kępy Solecka oraz Gostecka, w przeszłości stanowiły odrębne wiślane wyspy. Zaznaczone są tak na mapie z 2. poł. XVIII w., ale na kolejnej z pocz. XIX w. już stanowią całość. Wsch. odnoga rzeki miała niewielki przepływ wody i została stopniowo odcięta od głównego nurtu – w poł. l. 50. XX w. przestała być wyspą. Jednocześnie zbudowano ostrogi odpychające od brzegu silny nurt, powstrzymując w ten sposób podmywanie oraz „zabieranie” przez wodę ziemi i piasku.

Stopniowo na kępę zaczęła wkraczać zabudowa mimo stałego zagrożenia wylewami rzeki. Zarys dawnej wyspy od wsch. określa opuszczone, kilkukilometrowe koryto rzeki, zwane Wisełką. Powstały wokół niego łęgi, gęsto porośnięte krzewami i wikliną. Jest to miejsce bytowania i lęgów wielu gatunków ptactwa nadwodnego i wodno-błotnego. Łęgi porastające dawną wiślaną wyspę, występujące naprzemiennie z terenami uprawnymi i sadami, można obserwować podczas przejazdu samochodem bądź rowerem.

Kępę Gostecką z Kłudziem na przeciwległym brzegu Wisły łączy przeprawa promowa.

Warto wiedzieć więcej:

31 maja 1944 r. oddziały BCh „Drzazgi” Jana Jabłońskiego i AK „Argila” Bolesława Franczaka zatopiły pod Zastowem hitlerowski statek wiślany „Tanneberg”. Wiózł on Niemców i własowców (Ukraińców na służbie niemieckiej) do bazy w Chałupkach (obecnie jest tam kilka zabudowań na wyspie wiślanej pod Kępą Chotecką, ok. 7 km od Wilkowa). Dozorowali tam budowę mostu na Wiśle – z niedokończonej budowy pozostał jedynie potężny filar betonowy, sterczący z wody od strony Chotczy Dolnej na drugim brzegu Wisły.

Zdarzenia zostały zapoczątkowane zatrzymaniem się statku i wyprawą ok. 140-osobowej grupy Niemców i własowców do Zastowa Polanowskiego, gdzie zaczęli palić zabudowania, rabować i gwałcić kobiety. Miejscowi partyzanci nie czuli się na siłach, by mocniejszego przeciwnika zaatakować bezpośrednio, więc w zaroślach nad rzeką, w miejscu zwanym Mazurką, tuż przy brzegu rzeki, postanowili urządzić zasadzkę. Na kilku kierunkach wystawili ubezpieczenia, które miały ostrzec o zbliżaniu się ewentualnej niemieckiej odsieczy. Ok. godz. 9 strzelanina w Zastowie Polanowskim przycichła i jedynie kłęby dymu sygnalizowały skutki obecności ekspedycji pacyfikacyjnej. Własowcy zaczęli ładować na statek zrabowaną we wsi zdobycz i szykować się do odjazdu. Musieli przepłynąć w pobliżu stanowisk partyzantów… Niebawem w oddali ukazały się dwa podobne statki. Ale partyzanci znali ten manewr. Oto własowcy przepuścili najpierw statek pasażerski, którym płynęli Polacy, i ruszyli do swojej bazy dopiero za nim. Starali się prowadzić statek jak najdalej od prawego brzegu. Ok. godz. 11 „Tannenberg” znalazł się na wysokości stanowisk partyzanckich. Dzieliło je od niego ok. 500 m. Padł rozkaz: ognia! Statek zadrżał, zatrzymał się i też odpowiedział zmasowanym ogniem, ale niecelnym. Wkrótce wybuchła na nim panika. Podziurawiony kulami kadłub przechylał się i tonął, z dziurawych kotłów z sykiem uciekała para, pozostali przy życiu hitlerowcy zaprzestali obrony, zaczęli skakać do Wisły. Partyzanci wstrzymali ogień.

Od ich kul lub w nurtach Wisły zginęło ok. 60 Niemców i własowców, ok. 50 odniosło rany. Po stronie partyzanckiej poległa jedna osoba, 2 zostały ciężko, a 5 – lekko rannych.

Kolejna akcja miała tu miejsce w przededniu wypędzenia wojsk hitlerowskich z prawego brzegu Wisły, mianowicie 25 lipca 1944 r. Do dowódcy placówki AK w Kazimierzu Dolnym  kpt. Zygmunta Romanowskiego „Woli” wpłynął meldunek, że oddział SS, przygotowujący się do ucieczki za Wisłę, zamordował 7 osób i rozpoczął rabunek w Zastowie Polanowskim. Z odsieczą wyruszył pluton Janusza Furdali „Dębicza”, do którego dołączyło kilku ochotników. Niemcy opuścili już wieś i znajdowali się za wałem wiślanym wśród gęstych zarośli, gdzie przez partyzantów zostali ostrzelani i obrzuceni granatami. Odkryte później porzucone części wyposażenia świadczyły, że uchodzili za Wisłę w pośpiechu, a liczne ślady krwi wskazywały na wielu rannych. W akcji został ciężko ranny, a następnie zmarł ochotnik Marian Wójcikiewicz „Żbik” z Kazimierza Dolnego. Z uwagi na trwający już wówczas ostrzał miasta, prowadzony przez wojska radzieckie, rodzina zdecydowała się pochować go obok kościoła św. Anny.

*  *  *

Znana pisarka i autorka relacji podróżniczych Klementyna z Tańskich Hoffmanowa pozostawiła o Zastowie zapis z 1833 r. Mówi on o krajobrazie, o współżyciu mieszkańców z Wisłą, także w czasie jej wylewów, o zajęciach, wreszcie i o długich tradycjach sadowniczych w dolinie rzeki, o zaletach wierzb, o początkach wsi. Te początki tak przedstawiała Hoffmanowa: „ Był jeden człowiek bardzo ubogi, rybak z rzemiosła swego, miał żonę i dużo dzieci, a nie miał zagona ziemi; już w on czas kępę tę była odsypała Wisła, ale nikt jej jeszcze nie dowierzał, rybak przebrnął pierwszy przez miałką wodę, zbudował sobie domek, nasadził wierzb, łowił ryby i było mu dobrze; obaczywszy to sąsiedzi zaczęli się także tu gnieździć. Rybak ten zwał się Zasytów, długo też owo miejsce Zasytowem zwano.

Autorka zwiedzała Zastów wiosną, w okresie kwitnienia drzew, i z pewnością z tego względu wydał się jej pełen uroku. „To miejsce, prawdziwie miłe, utworzone niestałością Wisły która odmieniając coraz koryta odsypała ten brzeg, zamieszkałe samymi kmiotkami, na całej swej przestrzeni nic oczom nie przedstawia prócz chatek, pół małych, sadów, drzew, łączek, płotów, dróżyn, narzędzi rolniczych i rybackich, bydła, chłopów; zdaje się być jakąś odrębną, czarowną krainą, drugą Oitony wyspą, sielanek ojczyzną. Objeżdżając to miejsce w ciągłym byłam zachwyceniu[]. Już na samym wjeździe do Zastawia odmienny jak wszędzie widok uderza. Na pięknej łące wznoszą się po obu stronach prześliczne wierzby, rzędami sadzone; a idąc nieco dalej widzi się nie wieś, ale osadę zupełnie romantyczną. Nie stoją tam bowiem chaty rzędem, ale porozrzucane są po całej kępie, a wszystkie mają kształt sobie właściwy; budowane na sypanych kopach, dla wylewu Wisły, szczupłe są, a wysokie, gdyż pod dachem bywa skład zboża i owoców; każda zaś stoi w najładniejszym ogrodzie, bo każdy osadnik ma mnóstwo drzew owocowych i wierzb, łączkę, zagonów kilka; jego posiadłość jest ogrodzona; a od walnej drogi wąska drożyna wśród porządnych płotów do jego mieszkania prowadzi. Nie zdarzyło mi się nigdy widzieć w miejscu jedynie przez kmiotków zamieszkałym tyle drzew i owoców, tyle starania i przemysłu, tyle ruchu, wesołości, swobody i życia.

Zastów do dóbr narodowych należy i do Karczmisk, bliskiej wioski, pańszczyznę nieuciążliwą odrabia. Mając pana daleko od siebie i grunta dziedziczne, Zastowiacy wiedzą, że co robią w posiadłościach swoich, dziatkom ich, wnukom się dostanie. Jest stu dwudziestu osady na przestrzeni, która mili kwadratowej nie ma, a prawie wszyscy są bardzo majętni. Z wielką sposobnością do handlu, chwytają się go z zapałem i on ich bogaci; owe owoce zimowe, zwłaszcza jabłka, które na jesieni do Warszawy na statkach przybywają, płodami są Zastawia i Choteckiej Kępy [u autorki pisanej przez H]; nic dziwnego, aby na jednej przejażdżce osadnik trzysta złotych zarobił, często zdarza się, że więcej; oni także okolice szczepami zasilają, a ozdoba i twórczyni tego miejsca, Wisła, choć czasem grozi mieszkańcom, często ich też i wspomaga; jeśli nie drzewem, to rybami, do łowienia których Zastowiacy nadzwyczaj zręczni [].

Prócz tych źródeł bogactwa maja jeszcze bydło, z którym jednak często, kiedy Wisła przybierze, w góry uciekać muszą; niektórzy odważniejsi zostają w czasie największych wylewów, sami siedzą w wyniesionych mieszkaniach, a bydłu robią mosty czyli tratwy, które uwiązane do wierzb wraz z wodą się podnoszą”.

Na osobną uwagę zasługują dywagacje autorki na temat „pożytków z wierzby”, które dla dziewcząt stanowiły najlepsze wiano przy zamążpójściu. Pisze Hoffmanowa: „Te wierzby, które Zastowowi postać gaju nadają, są (jak w wielu miejscach w Sandomierskiem) ich największym domowym skarbem; słodkimi zwane, bo taki w istocie jest smak ich liści, gałązek i kory; rosną dziwnie pięknie i wysoko; równie jak wszystkie wierzby przyjmują się w gałęziach [czyli – z gałęzi – dop.]; pięć łokci wysokie, na kilka cali grube w moich oczach sadzili i kilka razy do roku sadzą, a sztucznym obcinaniem konarów każdemu drzewu kształt wielkiego świecznika dają. Liście ich i kora są upodobaną bydła żywnością, pnie stare na opał służą, gałęzie na kołki i płoty i inne gospodarskie potrzeby; tyle im przynosząc użytku w domowym obchodzie, uznane zostały za najstosowniejsze dziewczyny wiano. I tak, kiedy któremu osadnikowi córka się urodzi, sadzi gałęzi kilkadziesiąt i już o jej los spokojny; bo gdy młoda Zastowianka trzydzieści wierzb mężowi w posagu przyniesie, za bogatą uchodzi”.

Warto zobaczyć w okolicy: